Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 22 października 2012

29.12.2010 „Czas zamknąć te drzwi…”


29.12.2010 „Czas zamknąć te drzwi…”

            To był długi i ciężki tydzień. Nie było lekko. Dalej nękają mnie koszmary. Nic nie mogę z tym zrobić, ale nie mówię nic ziomkom bo i tak mają dużo na głowie.
            Teraz jesteśmy wszyscy u Puca… Jest chwila żeby zebrać myśli i to wszystko do kupy. „Bastion bez strat, wszyscy cali. Już nigdy nie będzie tak samo” nadałem wczoraj te słowa do Puca około 17:00, w okolicy szkoły „dwójki”, kiedy zaczęło się już ściemniać. Pucu nie miał żadnych sprzeciwów co do naszej obecności w jego bazie… I całe szczęście.

Sześć dni wcześniej:
            Nie wracaliśmy tego dnia do kwestii napotkanych ludzi i problemów z nimi. Jednak byłem świadomy, że prędzej czy później na pewno dojdzie do jakiejś spiny z nimi. Ale o tym później.
            Koło południa ktoś odezwał się na radiu, to Kolonia. Szefu naciskał żebyśmy przyjechali do ich bazy, miał jakąś sprawę do nas. Więc zebraliśmy trochę rzeczy i pojechaliśmy. Po drodze umówiony znak z Pucem, wszystko w porządku.
            Po kilkunastu minutach, ja, Vi, Misiek i Beny byliśmy pod ogrodzeniem Kolonii. Szybki chciał jak zwykle zostać sam w Bastionie. Nie wiem czemu, ale jakoś nie lubił wychodzić bez konkretnego powodu.
            Ludzie kręcili się po podwórzu i wykonywali jakieś drobne prace. W większości bezsensowne. Wszyscy ucieszyli się na nasz widok. Szanowali nas. Czułem się troszkę jak bohater, chłopaki pewnie też, ale starałem się nie myśleć w takich kategoriach. Tu niby bohaterski czyn, a potem spina z tymi kmiotami od Małej Mi, trochę mnie to dołowało i jednocześnie czułem niedosyt, że nie zamknęliśmy za sobą tych drzwi. Ale Vi zluzował, chłopaki też i byliśmy już inaczej nastawieni na kontakt z nią i resztą. Okazało się, że jeden gostek z jej zacnego grona umarł w wyniku pobicia. Drugi przeżył, o dziwo! Nie pamiętam już kto kogo lał… Pamiętam tylko wściekłość Viego jak chciał skończyć z MM – Małą Mi.
            Wziąłem z naszych zapasów trochę słodyczy dla dzieciaków z Kolonii. Dobrze wspominałem filmy z Afganistanu jak nasi żołnierze rozdawali dzieciakom jakieś smakołyki czy wodę, a te cieszyły się, jak na dzieci przystało. Vi poszedł pogadać z szefem, Beny razem z nimi. Misiek też zgarnął kilka rzeczy dla dzieci. Radocha, to słabe określenie.
- Co do kur… - powiedziałem po jakimś czasie do Miśka i wskazałem mu nadchodzącą gromadę. Szli do nas Vi, Beny, Szef i MM.
- Co jest? – zapytałem, kierując swoje pytanie do wszystkich, nie ukrywałem swojego zażenowania ze spotkania z MM.
- Jest problem panowie, liczę na was… - zaczął Szefu.
- Jasne, kurwa… - odpowiedziałem, już się domyślałem co się święci…
- Dżej Dżej ludzie ją tu chcą zlinczować, podreperowała zdrowie, będzie w Bastionie jako pomocnik od brudnej roboty – powiedział Vi – W końcu ją przymusili, no i tak jakoś wyszło – dodał nie chętnie – Ale zagłosujmy, nie będę tu sam decydował, kto za? – Beny, Vi i Misiek podnieśli ręce – Kto przeciw? – zapytał ponownie.
- Jak to kto, ja kurwa! Pojebało was? Na chuj nam oni potrzebni? Brzydzicie się gówno palić w beczce? – powiedziałem i poszedłem do auta.
            Cała droga powrotna była w nieźle zatrutej atmosferze. Nie wiem czemu Vi dał się do nich przekonać. Nie umiałem sobie tego wytłumaczyć.
- Wysiadam u Puca, jutro wrócę – powiedziałem koło kościoła i wyskoczyłem z Vandury. Byłem podkurwiony i poszedłem chodnikiem jak by był zwykły dzień. Sztywniaków nie było widać w okolicy. Pomachałem zdziwionemu Pucowi, który czaił się na dachu. Otworzył mi drzwi.
            Opowiedziałem mu po krótce co i jak. Powiedział mi pewne zdanie, które rozjebało mnie na łopatki, ale to zacytuję przy okazji, pewnej, dalszej… Tego wieczoru Pucu zapewnił mnie, że w razie czego, jeśli zabraknie dla mnie miejsca w Bastionie, to tu jest jego dużo i spokojnie mogę na niego liczyć. Wtedy uznałem, że Pucu nieco przesadził…

Pięć dni wcześniej:
            Wykąpałem się wieczór wcześniej i trochę pilnowałem jego obejścia. Pucu spał jak kamień. I dobrze. Miałem trochę czasu na zebranie myśli. W nocy skorzystałem z okazji i pogadałem przez radio z Szybkim. Kumpel też wyraził swoje niezadowolenie co do przyjazdu MM i tego dupka, którego imienia zapomniałem, ale doradził mi żeby ta sytuacja nie wpłynęła na nas negatywnie. Szkoda Bastionu dla jednej MM. Liczyłem w głębi duszy, że to wszystko samo jebnie i  uznałem, że ma rację i nie będę po powrocie fikał do ziomków skoro wyrazili zgodę na jej przyjazd. Demokracja, jak sam skurwesyn. Miałem tego dnia wracać do Bastionu.
            Vi dał cynk na radiu, że są już znaczne ubytki w zapasach żywności i warto byłoby skoczyć do Biedy tak, jak jakiś czas temu. Na samą myśl zrobiło mi się ciepło.
- Czekam na info, jak będziecie do mnie dojeżdżać to wyskoczę do was – powiedziałem przez radio i jakieś pół godziny później wyszedłem z bazy Puca. Wcześniej wypytałem go jak tam jego zapasy. Odpowiedział, że ma pod dostatkiem wszystkiego, a ostatnio jeszcze natrafił na spiżarnię księży w podziemiach i ma jeden problem z głowy.
            To mnie trochę uspokoiło bo już następnego dnia po spotkaniu z Pucem doszliśmy do wniosku, że jego załoga to nasz priorytet w razie czego. Wiedzieliśmy, że możemy liczyć na schronienie u niego i on wiedział, że może liczyć na nas.
            Po wyjściu przez tajne metalowe drzwi wskoczyłem do Vandury.
- Masz swoją klamkę Dżej? – spytał Vi.
- Mam, a co?
- Nic nic tak pytam.
- Rozumiem, że Beny został z Szybkim, mamy z nimi kontakt na radiu? – nie zwracałem uwagi na MM. Traktowałem ją jak powietrze, takie które ma zabójczą przeszłość.
- Spokojnie, od rana obserwowaliśmy sztywnych, naszym zdaniem są teraz całkiem po drugiej stronie miasta, widzieliśmy jak przesuwali się w kierunku Mickiewicza. Będzie git.
- Kto ubezpiecza z zewnątrz? – spytałem już w celu obadania planu wejścia i wyjścia ze sklepu.
- Ja z Miśkiem na szybkości sprawdzimy czy w środku jest czysto. Parkujemy pod tymi drzwiami z boku sklepu, tam gdzie wtedy była ewakuacja. Jak będzie coś to czyścimy w miarę możliwości. Jak skończymy przyjdziemy po was.
- Kto czatuje w aucie? – spytałem.
- MM zostanie, my szybko zrzucimy żarcie i spadamy – odpowiedział niepewnie Vi.
- A w razie czego damy radę wrócić z buta?
- Jak z buta?
- No na przykład jak MM znowu nas walnie w rogi i pojedzie sobie do „Czechosłowacji’ naszą Vandurą, a my się zesramy w środku?
- Nie musisz się, kurwa, bać Dżej Dżej – zagadnęła nagle MM jak by była na równi z nami.
- Z tobą nie rozmawiam, zamknij się – powiedziałem do MM i dodałem do reszty – MM wchodzi na pierwszy rzut z maczetą do środka. Miała być od czarnej roboty nie? Dwójka z nas obstawia drzwi a ona robi spacerek po sklepie. Jeden obserwuje z auta otocznie, może być z dachu. Co wy na to?
            MM się zdegustowała. Myślała, że wskoczy do nowego towarzystwa na gotowe i nic nie będzie musiała robić. A gówno!
- Jak ci się coś nie podoba to wysiadaj - dodałem widząc jej minę.
- To ja z nią wejdę, a wy się jakoś dogadacie – uciął Vi. Odpowiadało mi takie rozwiązanie. Chodziło mi żeby postawić jak najwięcej na swoim i pokazać tej gnidzie małej, żeby sobie nie myślała.
            Zajechaliśmy pod Biedę. Vi za pasek w spodniach wsadził sobie klamkę. W drugiej ręce trzymał maczetę. Powiedziałem Miśkowi, że będę ich ubezpieczał w drzwiach. Ten miał zostać w aucie. Vi uchylił drzwi i zerknął w ich obrębie czy czysto. Weszli oboje, policzyłem to piętnastu i też wszedłem. Widziałem jak lawirują między półkami. Trzeba było się wspomóc latarkami. Widziałem przesuwające się światło. Po chwili pisk MM i głuche uderzenie. Vi krzyknął mi, że był jeden i już jest czysto. Przekazałem Miśkowi, a ten na radiu podał info. Szybko przeparkował Vandurę tak, że prosto z drzwi przyjmował towary do auta i układał je z tyłu.
            W pośpiechu ładowaliśmy konserwy i inne rzeczy łącznie z wodą. Zrobiłem kilka dodatkowych kursów po mąkę dla Puca. Do worka zrzucałem batony i inne słodycze czy gumy do rzucia. Obrabiałem kasy z produktów. Kasy nie tykałem bo po co. Nie wygodne to do podcierania. Wolałem taśmę kwiatową. Lepsza. Po chwili dobił do mnie Vi i zaczął do drugiego wora zgarniać tabletki i fajki.
- Dobry pomysł ziom – powiedziałem kiedy zrównał się ze mną i po chwili razem kroiliśmy – Dawaj po jednym, za oknami czyściocha. Gdzie MM?
- Kręci się i jakieś babskie rzeczy zgarnia. Wiesz…
- Wiem, kurwa, jak ją widzisz?
- Noo widzę ją…
- Jeden wybryk i pod ścianę kurwa!
- Spokojnie stary, mi tez się udzieliło, ale jakoś to sobie wytłumaczyłem, damy radę. Zobaczysz, że będzie pożyteczna.
- Ta, użyteczna, to weź jeszcze to spakuj, w razie czego – i rzuciłem mu małe pudełeczka kartonowe.
- O dobry pomysł – powiedział i zaśmiał się.
- Pakujmy się i spadajmy stąd.
            Po chwili wrzuciliśmy worki na pakę. Kiedy mieliśmy już ruszać na radyjku odezwał się Beny:
- Na Krakowskiej pojawiła się grupa i przemieszcza się w stronę ronda, poczekajcie tam parę minut, powinni rozejść się pedały.
- Przyjąłem – odpowiedział Vi – To co po papierosku?
- Szybki prosił żeby nie palić w aucie – powiedziałem i zaśmiałem się. Chłopaki i MM zaczęli się śmiać.
            Po chwili grupa sztywnych pokazała się koło stacji benzynowej. Nawet nie zakręcaliśmy okien.
- Przejdą? – spytał Misiek i pstryknął petem przez okno.
- Przejdą, a jak nie to będą leżeć – odpowiedział Vi.
            Przeszli. Po chwili Vi odpalił silnik i ruszyliśmy do Bastionu.
            Beny z Szybkim czekali na łupy. Wyładowaliśmy szybko Vandurę i schroniliśmy się w ciepłym Bastionie. Wyjątkowo spokojnie było.

Cztery dni wcześniej:
            Miałem nocną wartę. Wziąłem paczkę fajek, piersiówkę czystej i poszedłem na dach. Ekipa szykowała się do spania.
            Po jakiejś godzinie wskoczył do mnie na górę Vi, z takim samym zestawem grzewczym.
- Jak nastroje?
- Chujowo – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Czemu?
- Mamy kreta w Bastionie a ty jesteś ślepy.
- Jakiego kreta… aaaaa! – skapnął się w końcu o co mi chodzi – Nooo obserwuję ją, każdy jej ruch.
-Aaaa nie pierdol, będzie dobrze. Z czasem będzie co raz lepiej. Jakoś się ułoży a i pomocnik się nada.
- Ta pomocnik, jak na razie to i tak się ciągnie za nami, choćby dziś w Biedzie - powiedziałem.
- Spokojnie, Dżej Dżej, mam ją na oku i nic nam nie grozi. Na noc ja zamykam ją  w mieszkaniu obok. Zastawiłem ją szpadlem Benego. W razie czego usłyszę.  Z trzeciego piętra nie wyskoczy.
- Ostatnio też byli zamknięci a jakoś wypełzła stamtąd. Dobra, ale powiedz Benemu gdzie jest jego szpadel bo go szukał ostatnio - dodałem.
- Ty jak zawsze szukasz dziury w całym.
- Dziury w dupie szukam, a nie w całym. Bastion oberwał już konkretnie. Straciliśmy trzech ludzi. W tym Czarną z winy MM. Nie widzisz jak ostro z nami gra i chce się wrkęcić w towarzystwo. Już chyba zapomniała co się ostatnio stało. Jak by nigdy nic. Dobrą miejscówkę sobie znalazła i teraz się z nas śmieje. Jeszcze by brakowało, żebyś dał jej mieszkanie Czarnej, kurwa mać.
- Nie prawda - powiedział niepewnie Vi - A z resztą, jest nas coraz mniej. Potrzebujemy kogoś nowego. Jak tak będziemy rozpamiętywać to nigdy się nie rozwiniemy tylko polecimy w pizdu. I nie pierdol mi tu o Czarnej!
- Oby moje słowa obróciły się w gówno, ale mam złe przeczucia, kurwa złe - powiedziałęm z obawą w głosie.
- A kiedy miałeś dobre? - spytał mnie Vi i zapadła głucha cisza.
Pociągnąłem solidny łyk z piersiówki i odpaliłem papierosa. Spłunąłem siarczystą flegmą na Krakowską.
- Jak dla mnie to teraz nas podsłuchuje, przy oknie - dodałem.
- Oj Dżej Dżej, tak mnie wkurwia ten twój wzrok, że ja pierdolę - powiedział już zmęczony Vi.
- Przed przybyciem MM do Bastionu cię nie wkurwiał...
- Dobra idę spać, będzie git, zobaczysz - pstryknął petem na dziedziniec Bastionu, a pustą piersiówkę rzucił na Krakowską.

Trzy dni wcześniej:
            Nad ranem poszedłem po Benego na zmianę, powiedziałem mu gdzie jest jego szpadel. Podszedł i pogłąskał go czule i powiedział pod nosem: "Nie jedną głowę ściąłeś!" i poszedł na dach. Ja szybko skoczyłęm w kimę.
            Kilka godzin później chłopaki krzątali się po mieszkaniu i zajmowali się czymś. Ktoś ostrzył maczetę, ktoś zajadał konserwę nożem. Po kuchni walały się puste puszki po piwie i paczki po fajkach. Było dysyć nakopcone w mieszkaniu. Otworzyłem okno i zacząłem wietrzyć.
- Co mamy w planie dziś? - spytałem Viego i Miśka przy stole.
- Nie wiem, „rzyt” się świeci w Vandurze, przydało by się dotankować nieco, bo możemy się zesrać w razie czego - odpowiedział Vi i dodał  - Asz, pojeździłbym moją kropą, biedna stoi sobie dalej koło gazowni.
- Ktoś ostatnio liczył amunicję i robił przegląd broni?- spytał Misiek.
- Ja nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, Vi też zparzeczył.
- Czarna się tym zajmowała - dodał Vi - To co robimy przegląd? Trzeba byłoby Onyksy wyczyścić, już kilka dni nie było na to czasu.
- Dawajcie, idziemy - odpowiedziałem i  poszliśmy do mieszkania Czarnej. Wciąż nią tam pachniało...
             W mieszkaniu Czarnej, w jednym z pokoi stała masywna szafa, w której znajdowałą się broń. Amunicja była poukładana, do każdego rodzaju broni inne pudełko, magazynki osobno i tak dalej.
- O w mordę - powiedział po chwili Vi - malutko. Nie oszczędzaliśmy ostatnio.
- Może coś zostało w Kolonii? - spytał Misiek.
- Nie, gadałem ostatnio o tym z Szefem - mówił Vi - Wspominał, że została im już ostatnia taśma do maszynowej. Dla każdego zostaje - mówił wolno Vi i liczył - po jednym magazynku do krótkiej i cztery magazynki do Onyksów. Ja pierdolę, tu był cały arsenał.
- Dużo wywaliłeś z Benym, wtedy pod bankiem - powiedziałem - ale trzeba było.
- No racja, ale żeby aż tyle?
- Musimy oszczędzać - powiedziałem - Tylko w ostateczności i pewny strzał. Jeden pocisk jeden sztywny, a najlepiej sprinter.
- Dobra powiem reszcie o tym. Aaa bym zapomniał  zostawiam tu P99 Czarnej i awaryjny magazynek. Do ruszenia tylko w ostateczności, gdyby nas tu odcięli albo coś.
- Pięć kul, żywcem nas nie wezmą - dodałem.
- Nie wezmą - pod nosem powtórzył Vi.
            Kilka godzin później omawialiśmy wypad po benzynę.
            Zacząłem, okazjonalnie, zawsze to była robota Viego.
- MM i ten dupek, biorą kanistry i na Zamkowej obskoczą samochody. Raz albo dwa razy, jeden z naszych ubezpiecza z dachu, jeden przy bramie i wystarczy. Reszta na papieroska może iść.
- Mało ich, za słaba osłona Dżej, my wychodzimy bardziej kryci. Ona nie da rady z dwudziesto litrowym kanistrem. Co ty zwriowałeś? - odpowiedział Vi i w tym momencie dwójka nowych weszła do kuchni. Chłopaki zamilki, nie chcieli mówić o nich przy nich. Ja kontynuowałem.
- Miała tu być od czarnej roboty to jest. Dmuchanie w rurkę to nie jest przyjemna zajęcie, a nosić się nauczy.
- Ta i może jeszcze bez osłony w biały dzień ich wypuścisz? - spytał Vi - Weź już daj spokój Dżej bo to się robi nudne. Zostaw ją w spokoju. To jest kobieta i dźwigać nie będzie za nas. Tu też jest sporo do roboty.
Cisza. Nagle MM zaczęła.
-  Ja dziś nie wychodzę, wczoraj byłam, kurwa, reszta też może wyjść - powiedziała z przekąsem.
            Wkurwiłem się takim tekstem. Nie raz nie dwa się wychodziło za bramę za kolegę, za bramę dla kolegi bo gdzieś zaginął - powiedziałem, były takie przypadki, choćby wyskok w kanały, do Kolonii. A ta mi z takim tekstem wyjeżdża.
- Jak będzie potrzeba to i co godzinę będziesz wypierdalać za bramę. Nie zapominaj, że jesteś tu gościem. Jeśli ci się coś nie podoba to ci zaraz otworzę bramę i wypad stąd. A ty też masz swoje zdanie? - spytałem gostka, ten spuścił głowę i pokręcił przecząco - Widzisz tak się zachowuje gość. Nie dasz rady? Spoko nie idziesz, jak masz zły dzień narażasz innych na ścierwo. Do tej pory każdy by poszedł za każdego, na wyraźną prośbę, a nie z pretensjami. Ja pierdolę. Weźcie ją stąd bo nie ręczę za siebie - wyszła.
- Kurwa Dżej Dżej spokojnie, wyluzuj trochę, wdroży się - powiedział Vi.
- Zesra się a nie wdroży - odpowiedziałem - Kurwa ile można tego słuchać. Może jeszcze śniadanie do łóżka.
            Po chwili ciszy Vi zaczął od nowa.
- We trójkę pójdziemy po kropkę. Zatankujemy ją do pełna i zbierzemy trochę opału do Vandury. Co wy na to?
- Ja idę - powiedział Szybki.
- I ja pójdę, tylko Misiek, Beny, pilnujcie wiecie kogo - dodałem.
            Po jakims krótkim czasie wytaszczyliśmy po kanistrze na Zamkową. Beny osłaniał nas z dachu. Przygotował wyjście. Było czysto i bezpiecznie.
- Ile benzyny zostało w kropce? - spytałem po drodze Viego.
- Opary, trzeba wcześniej dolać.
            Plan był prosty. Szybko spuszczamy benzynę, z jakiegoś auta i podlewamy kropkę, żeby w razie czego szybko nią odjechać. A potem spokojnie zbieramy co się da, zalewamy ją do końca i zapas bierzemy do Vandury. Szybki miał obserwować rejon targu czy wszystko w porządku. Było mgliście. Tego popołudnia.
            Łomem wywarzaliśmy kolejne klapki do baków. W końcu znaleźliśmy ropniaka. Vi wpakował rurkę do jakiejś osobówki i zaczął zbierać benzynę do kropy. Po jakimś czasie, nie wiem ile dokładnie bo straciłem rachubę na powierzchni, kropka dostała jeść i Vi sprawdził czy silnik działa. Zaskoczył.
- Działa! - krzyknął z auta - Nigdy mnie nie zawiodła i teraz też nie!
- Zajebiście stary! - krzyknął Szybki - Ale potem sobie zfapiesz, zmiana?
- Tak zmień się ze mną bo już mi nie dobrze - powiedział Vi.
            Szybki na momencie zaczął spuszczać ropę do kanistra. Po chwili było słychać bażanta Viego.
- Kurwa mać! - krzyknął kiedy doskoczył do nas - Szybki ile masz?
- Dwa.
-  Spora grupa nadchodzi, spierdalamy?
- Spadamy, Beny, tu Dżej Dżej, idzie do nas spora grupka, spadamy stąd, przygotujcie bramę - powiedziałem przez radio.
- Minuta, elo - odpowiedział.
- Wskakujcie szybko - krzyknął Vi.
            Szybki wcisnął się do tyłu, ja na pasażera. Zamknąłem drzwi. Vi wsadził kluczyk i zakręcił silnik. Nie odpalił.
- Szybko jeszcze raz - powiedziałem.
- Robie przecież - odpowiedział jeszcze spokojnie, zakręcił drugi raz. Nie zaskoczyła. Przekrećił kluczyk, wyłączył zapłon i próbował trzeci. Przy tej próbie zaczął już piłować kropę - Ja pierdolę, ty suko, pal! - krzyknął i silnik zaczął bulgotać. Wbił wsteczny i zaczął cofać. Dobrze, że wcześniej przestawił ją tak, że mógł swobodnie jechać bo stała przecież za nami terenówka Czarnej. Na wysokości stacji benzynowej horda wytoczyła się na jezdnię.
- Spokojnie zdążymy - powiedziałem i uspokoiłem się. Było już luźno, wyjąłem z kieszeni paczkę i odpaliłem peta.
- Zgaś, w kropie nie palimy - powiedział Vi.
- Kurwa świat się kończy, a w kropie palić nie można - powiedziałem dla żartu.
- Patrz ile benzyny w bagażniku, jak to pierdolnie… - powiedział Szybki.
            Peta wyrzuciłem na jezdnię. Chłopaki czekali już na nas przy bramie. Wszyscy poklepali kropkę. Poprawiła mi humor. Przypomniala dawne czasy.
            Chłopaki pytali czy było ciężko. Nie było źle. Bywały gorsze wypady.
- Szkoda, że nie ma Homera z nami bo by mi podrasował kropkę i fajnie ją pomalował - powiedział Vi.
- Noooo miał fioła na tym punkcie, jakiś zderzaka z terenówki - dodałem - Albo piły mechaniczne z przodu do cięcia ścierwa . Beny, Misiek, upilnowana? - spytałem.
- Tak, spoko Dżej - odpowiezdiał Misiek.
- To co oblewamy nową furę? - spytał Szybki.
- No chlapnął bym co nieco panowie - powiedział Vi.
            Tego wieczoru złamaliśmy zasady i popiliśmy troszkę. Dużo zeszło na wspominanie. Niby tylko samochód, ale dodał nam otuchy i dobrych mysli. Morale też jest ważne. W grilu rozpalilismy ogień i grzaliśmy mielonki z puszek i inne konserwy. Chciałem zrobić jakiś ruszcik, ale Misiek się uparł żeby wrzucić fasolę do ognia.
- Nie dawaj jej tam, jak ją potem wyjmę? - spytałem go, już zfazowany.
- Ee tam jakoś damy radę stary - odpowiedział.
            Po kilku minutach obserwowaliśmy puszkę, która zaczęła pęcznieć od gorąca.
- Kurwa mać zaraz wybuchnie! Misiek podaj mi jakiś dłuższy pogrzebacz, nie mogę jej złapać! - krzyknąłem.
- Ty patrz jak wybrzusza! - krzyknął i rozległa się eksplozja. BUUM!
Wszyscy odskoczyli. Na ścianach pojawiła się fasola. Wszyscy w śmiech. „Jak pierdolnęło!” krzyczał Misiek. Trwało to chwilę, ale szybko daliśmy sobie spokój z polewką, bo nie mogliśmy się tak drzeć.
- Dawajcie, kurwa na sztywnych! - gadał Vi, był nieźle porobiony.
- Jutro, tylko maczety weźmiemy i zrobimy polowanie! - dodał Beny.
            Godzinę później zamknęliśmy drzwi na dziedziniec. Próbowałem pomóc Viemu, ale ten się uparł, że jeszcze sprawdzi obejście czy wszystkie drzwi zaryglowane. Zostawiłem go i poszedłem.

Dwa dni wczesniej:
            Wstaliśmy około ósmej rano.
- Gdzie Vi? - spytałem chłopaków. Nikt nie wiedział. Poderwaliśmy się i wpadamy do niego do pokoju. Nie było go.
- Poszedl gdzieś? - spytałem.
- Gdzie? Może na dole został wczoraj - powiedział Beny.
Zbiegamy na dół, a biedaczysko na pierwszym piętrze zwinęło się w kłębek i śpi jak suseł.
- Kurwa jak by tak sforsowali bramę rano to by go po pijaku zeżarli - powiedział Szybki.
- Vi wstawaj! - krzyknął Misiek. Vi otworzył oczy i zaczął bełkotać.
- Zabezpieczyć teren! - krzyknął i wszyscy w śmiech. Rozbudził się całkiem i już zapomniał co gadał.
            Znowu śmiech. Siedlismy na schodach i zapaliliśmy po papierosie.
- Ale mnie suszy, macie coś? - spytał Vi.
- Zaraz na górze dostaniesz - powiedziałem - Aleśmy pobalowali…
- Moja kropka - westchnął Vi - Moja kropka.
            Beny skoczył chwilę potem na dach obczaić czy wszystko gra. Ten to ma łeb. Nadźgał się tak wczoraj, a od rana gania jak pojebany. Ja to zawsze zdycham. W ruch poszły kiszeniaki. Mieliśmy jeszcze kilka słoików.
            Ciągle przyglądałem się MM i temu typkowi. Analizowałem każdy ich ruch. Kojarzyłem wszystko co robili łącznie ze sraniem. Jeśli wychodzili gdzieś, w obrębie Bastionu oczywiście, to zastanawiałem się co robią, co jedzą, co ubierają. Wszystko, wszystko, wszystko, co tylko się dało. Czekałem na małe potknięcie, jakąs poszlakę, żeby wyjebać ich od nas. Uważałem, że dobrze się maskowali. Vi był już bardziej z nimi zrzyty, rozmawiał i takie tam. Zbliżył się do MM, Misiek też. Świrowali pawiana, jej też się to podobało, ale wiedziała, że ze mną nie ma żartów i unikała mnie. Ja udawałem, że mam na nią wyjebkę, ale w rzeczywistości była prześwietlana. Ten gostek zachowywał się bardziej, że tak to określę, wdzięcznie. Pytał czy może coś zjeść, co ma robić. Ona za to robiła co chciała, zamykała się u siebie i takie tam. Zastanawiałem się co. Nie ufałem jej. Tyle.

Dzień „zero” (29.12.2010):
            Objąłem nocną wartę. Pogadałem z Pucem. Wszystko u niego w jak najlepszym porządku. Prosił o dwa dni zluzowania. Obiecalem mu, że ktoś od nas się zjawi u niego tego dnia na wsparcie. Podziękował. Znowu będzie spał dwadzieścia godzin. I nam się przyda wypad do niego. Zawsze to ciepła kąpiel. Lepsza od dobrego żarcia.
            Miałem ze sobą nocny zestaw grzejący. Podobnie jak kilka dni wcześniej dobił do mnie Vi. Pogadaliśmy, spalilismy po papierosku.
- Jak tam nastroje?
- Bez zmian, ale już nie mam agresora. Tylko dalej mam złe przeczucie. - odpowiedziałem - Miej dziś w nocy włączone radio w pokoju, jak coś to cię obudzę ziom.
- Ale o co biega?
- Nie wiem jeszcze, jak się dowiem to ci powiem, ok.?
- No dobra, nie wiem co kombiunujesz, ale dobra - odpowiedział i poszedł do siebie.
            Kilka godzin później usłyszałem skrzypiące drzwi wewnątrz Bastionu. Ktoś wyłaził.. Niby nic dziwnego, ale nikt z naszych nie skradał się nigdy. Schody wydawaly charakterystyczny dźwięk. Coś było nie tak. Nadałem na radiu do Viego. Mowił, że nic nie słyszał. Kazałem mu się ubrać i naszykować.
- Brać klamkę? - spytał już na poważnie.
- Bierz - odpowiedziałem i sprawdzilem czy w moim pistolecie są naboje w magazynku - Za trzy minuty u ciebie.
            Po chwili zakradłem się pod jego drzwi i zastukałem umowionym znakiem.
- Co jest? - spytał po cichu.
- Ktoś się skradał, nie wiem kto, ale podejrzana sprawa - i zamarłem jak spojrzałem na drzwi MM - gdzie kurwa szpadel!?
- Zabrałem go dla Benego, a ja uznałem, że to nie ma sensu, takie podchody.
- Co kurwa?! Wchodzimy - powiedziałem, poczułem jak adrenalina zaczyna mi się kotłować w organizmie. Nacisnąłem na klamkę, świecę latarką pierwszy, drugi pokój pusto. Spenetrowalismy wszystko. Czysto. MM zniknęła.
- Ja pierdolę! - powiedział Vi.
            Nagle odezwało się radio, to był Pucu:
- Dżej Dżej jesteś tam? Jakaś kolumna samochodów jedźie przez JP II w kierunku na Jagiellońską. Nigdy wczesniej tylu nie widziałem. A na innym kanale ktoś nadaje, sprawdź to stary bo coś mi tu śmierdzi.
- Vi poszukaj po kanałach - powiedziałem a sam zostałem w kontakcie z Pucem i podziękowałem mu za ostrzeżenie.
- Budzimy chłopaków? - spytał Vi.
- Tak tylko cicho, ja idę już na dół, złapałeś coś w radiu?
- Czekaj jeszcze jeden kanał - pstryknął, i usłyszeliśmy: „Już otwieram bramę, spotkamy się na rondzie, zaraz tam będę”
- Budź chłopaków, idę na dół - krzyknąłem i ruszyłem po schodach.
            Drzwi na dół były otwarte. Wyjrzałem. Postać przemknęła mi gdzieś w okolicy bramy. Ktoś coś przy niej manipulował. Wyszedłem na dziedziniec. Zbliżyłem się do bramy. Łatwo się domyśleć kogo tam spotkałem.
- Ręce na widoku, wyłaź na dziedziniec, zostaw tę bramę - powiedziałem tak żeby mnie usłyszała - Komu otwierasz? Znowu chciałaś nas wyjebać?
MM zamarła. Wyszła po chwili na dziedziniec. Miałem ją na muszce. Jednak po chwili, kiedy już wiedziałem, że w żaden sposób mi stąd nie ucieknie, bo wszystko było zabarykadowane, schowałem pistolet za pasek. Odebrałem jej radio. Nie pomyślałem, żeby ją przeszukać. Na korytarzu było słychać chłopaków.
- To będzie koniec naszej znajomości, dziś pójdziesz do piachu - powiedziałem, w mordę jaka spina. Byłem tak zdenerwowany jak nigdy. Masakra jakaś. Ciepło mi się zrobiło, czułem jak krew napływa mi do mieśni. Wpadałem we wściekłość.
- Masz rację, ale pójdziesz ze mną - odwróciła się nagle i wycelowała P99 prosto we mnie - Chuj ci w dupę, nigdy cię nie lubiłam.
- Ja ciebie też, gnido - odpowiedziałem. Nie wiem czemu ale byłem spokojny. Nie uległem panice. Chociaż wiedziałem, że tkwię po uszy w gównie. Analizowałem szybko gdzie mam broń i czy zdążę ją wyjąć przed jej strzałem. Wiedziałem, że nie mam szans - Strzelaj, tylko pamiętaj, że jeszcze dziś sztywni wpierdolą cię żywcem - powiedziałem, Misiek wyskoczył z drzwi na dziedziniec i stanął jak wryty.
            Przeładowała, drugą ręką złapała za chwyt i pociągnęła za spust. Broń kliknęła, komora była pusta. Nie myśląc za wiele skoczyłem przed siebie i obaliłem ją na ziemi. Kiedy ruszyłem nacisnęła drugi raz i znowu broń tylko kliknęła. Trzeciego razu nie było. Leżała już na ziemi  i próbowała się wyrwać. Chłopaki w tym momencie byli już na dziedzńcu. Misiek jak stał tak stał dalej. Szok malował się na twarzach chłopaków. Jeszcze do mnie nie dotarło to co się stało. Kolanem przyciskałem jej głowę do ziemi. Mocno…
- Bierzcie ją - powiedziałem i podniosłem ją za szmaty. Czułem jak trzęsą mi się ręce. Mało brakło. Dlaczego nie wystrzelił?
            Vi podszedł i podniósł broń, z której próbowała do mnie strzelać.
- P99 Czarnej, wczoraj rozładowałem magazynek - powiedział i spojrzał na mnie.
- Daj fajkę - odpowiedziałem i pociągnąłem mocno w płuca. Zakręciło mi się w głowie - Ja pierdolę kurwa, celowała we mnie, chciała mnie rozpierdolić.
- Sorawa Dżej Dżej, trzeba było cię posłuchać wcześniej - odpowiedział - Dawajcie ją pod ścianę.
            Chłopaki nic nie mówili. Wiedzieli i chcieli zrobić to, co już należało zrobić dawno. Spojrzeliśmy na jej towarzysza. Był tak samo w szoku jak i my. Nie mógł nic wiedzieć o jej planach.
- Kończymy - powiedział Vi i zaladował kulę do pistoletu Czarnej.
- Wypuśćmy ją, niech sobie idzie - powiedział Misiek - Przestańcie.
- Odsuń się kurwa! - powiedział Vi, jego oczy były puste, ale jednocześnie wypełnione nienawiścią. Misiek chciał mu odebrać klamkę - Trzymać go kurwa!
Beny z Szybkim przytrzymali go.
- Wypuścić tak? Swoich oszukała, nas wyjebała i następnych też opierdoli. A jak dostanie się do Puca? Pomyślałeś o nim?
- Błagam, wypuśćcie mnie… -płakała, darła się w niebogłosy. Błagała o litość, wołała Miśka.
- Zamknij się - powiedział Vi - Koniec, to już tylko przeszłość. Za Czarną! - dodał i wycelował do niej. Stał tak przez chwilkę.
- Daj mi to zrobić - powiedział gość, który przybył razem z nią - Mnie też kiedyś rąbneła.
- Ciiiii...- Vi przyłożył palec do ust. Rozległ się strzał. MM osunęła się na bruk. Dźwięk upadającej łuski odbił się echem na dziedzińcu. Czuć było wyraźny i ostry zapach prochu. Misiek osunął się na ziemię.


=
JJ, Vi