Łączna liczba wyświetleń

środa, 29 lutego 2012

17.12.2010 …

17.12.2010 …
            Zerwaliśmy się wszyscy i popędziliśmy do środka Bastionu. Nawet Vi. Przestało mu nagle doskwierać oślepienie. Biegliśmy na górę pełni obaw. Przeczuwałem co się stało. Po drodze Beny odbił do mieszkania po apteczkę.
Wbiegliśmy po drabinie na dach i doskoczyliśmy do Czarnej. Leżała na samym końcu, nad samym skrzyżowaniem Y. Kałuża krwi…
            Podłożyliśmy jej coś miękkiego pod głowę.
            Kilka sekund po nas przyleciał Beny i zaczął wyciągać opatrunki. Rozpiął jej kurtkę i podsunął koszulkę do góry. Była już nasiąknięta krwią. Naszym oczom ukazała się dziura wielkości małego palca. Beny zaczął uciskać ranę i zatamował krwawienie. Obróciliśmy ją na bok. Powiedział, że trzeba sprawdzić czy kula przeszła na wylot...
            Dostała feralną kulę pod prawe płuco. To chyba w żołądek.
- Czarna spokojnie - powiedział Beny - to tylko draśnięcie - i spojrzał na nas dużymi oczami i pokręcił przecząco głową.
            W miejscu wylotu kuli była wielka krwawiąca dziura wielkości pięści. Waliła z niej czarna krew. Położyliśmy ją z powrotem. Wtedy uświadomiłem sobie, że to koniec. Vi trzymał ją za jedną rękę. Ja klęczałem za jej głową i przytrzymywałem ją i odgarniałem jej włosy. Szybki klęczał w nogach.
- Już ci uwierzę - powiedziała przez zaciśnięte zęby Czarna - dzięki za uratowanie nas.
- Spokojnie, to nic - powiedział Beny - wyjdziesz z tego.
- Spalcie moje ciało - powiedziała jeszcze - i… - w tym momencie zakrztusiła się krwią, która podchodziła jej do gardła i zaczęła ją ciężko przełykać…
- I? - spytał Beny.
- Znajdźcie ich, będą zabijać niewinnych… - wyrzuciła z siebie ostatnie słowa. Głowa jej poleciała na bok i zamknęła oczy. Beny sprawdził jej puls, podniósł się i zaczął ją reanimować. Uciskał jej klatkę piersiową, ale to nic nie dało, z ust wychodził tylko krew. Po chwili Beny kiwnął głową i siadł obok jej ciała.
            Zapadła cisza. Nikt nic nie mógł z siebie wydusić. Ile się znaliśmy? Raptem dwa tygodnie, a byliśmy już tak zżyci… Czarna ratowała nie jednego z nas z opresji, choćby mnie wtedy koło sklepu, jak wracaliśmy ze strzelnicy. Zawsze była tam gdzie trzeba. Teraz leżała w kałuży krwi a my nie mogliśmy jej pomóc.
- Zajebię - powiedział Vi mściwym tonem.
Szybki położył się na plecy i ukrył twarz w dłoniach. Rozmasowywał ją sobie dłońmi. Vi był strasznie wkurwiony, trząsł się cały z nerwów. Beny siedział po turecku obok ciała i podpierał sobie czoło ręką. A ja dalej trzymałem jej głowę i nie mogłem puścić. Po kilku minutach wstałem i podniosłem jej broń z ziemi i sprawdziłem czy jest zabezpieczona. Wszystko było w porządku. Kilkanaście metrów pod nami stała wielka horda. Sztywni wrócili, Miska nie było, a Czarna zginęła.
- Mówiła, że Mała Mi do niej machała tak? Czy się przesłyszałem? - spytał już kilkanaście minut później Vi.
- Też to słyszałem - powiedziałem - Panowie co robimy?
- Nie wiem, kurwa nie wiem - powiedział Beny - Pierdolmy to wszystko. Mam dosyć tego świata.
- Musimy ją skremować - powiedział Szybki - To było jej ostatnie życzenie. A potem znajdziemy gang i ich rozpierdolimy.
- JJ - powiedział Vi - Ile ścierwa pod Bastionem?
- Tyle co po wczorajszym ataku - powiedziałem - Stanęli i stoją.
- Kto idzie ze mną po benzynę? - spytał nagle Vi.
- Po co? - spytałem.
- Spalimy tych skurwysynów - odpowiedział - Nie będę się żegnał z Czarną jak te gnoje będą się dobijać do bramy.
- Ustalmy realny plan panowie - powiedziałem - bo zeświruje. Kurwa nie mogę.
- Podpalimy bydlaków, potem pożegnamy Czarną. Później zastanowimy się gdzie jest Misiek. Znajdziemy go i odpoczniemy. Potem znajdziemy gang i go rozpierdolimy, a ich ścierwem nakarmimy tych skurwysynów. Taki jest plan.
            Chłopaki się zebrali i poszli bo koktajle. Ustawiliśmy kilkanaście na dachu. Sztywni wypełnili całą Krakowską i Zamkową. Przygotowaliśmy sobie chusty, żeby się nie porzygać ze smrodu.
- Za Czarną - powiedział Vi i odpalił szmatę. Rzucił swój koktajl. Zrobiliśmy to samo w kilku miejscach jednocześnie. Wziąłem drugą butelkę i rzuciłem w miejsce gdzie przeczuwałem, że pójdą migrujący sztywni. Zrobiło się piekło. Rzuciłem swoje dwa, Vi miał chyba cztery, Beny jednego. Potem Szybki kolejno rzucał następne mołotovy, zależnie gdzie potrzeba było ognia.
            Tego dnia smród palącego się ścierwa nie przeszkadzał mi tak bardzo. Ciało Czarnej zawinęliśmy w białe prześcieradło. Był spory problem, żeby jej ciało znieść na dół. Po drabinie było ciężko. Staraliśmy się to robić z należytym honorem.
- Gdzie to zrobimy? - spytałem.
- Może pojedziemy za miasto? Tam gdzie się spotkaliśmy? - spytał Vi.
            Pojechaliśmy z jej ciałem za miasto. Ustawiliśmy pnie i napakowaliśmy tam jakichś badyli. Całość nasączyliśmy solidnie benzyną, żeby nie gasł ogień.
            Minuta ciszy… było słychać łkanie. Nie patrzyłem kto płakał, komu leciały łzy bo sam czułem gruszkę w gardle. Vi po chwili podłożył ogień. Zaczął wiać przyjemny wiatr. Wszystko było skończone dla Czarnej, w tej chwili. Dla nas dopiero zaczynało się piekło, walka z ludźmi…
=
            Czarna zginęła z rąk żywych ludzi. Udało jej się przetrwać atak zombi tylko po to, żeby zginąć z rąk żywych ludzi! LUDZI!!! Czy to ma sens? Ludzie to gówno. Nawet nie wiem jak miała na nazwisko… ale wiem, że była członkiem naszej ekipy i nikt, kto wejdzie do nas z zewnątrz nie dostanie więcej takiego zaufania. 

R.I.P. Czarna     ?- 17.12.2010
=
JJ

niedziela, 26 lutego 2012

17.12.2010 Głucha pustka…

17.12.2010 Głucha pustka…

            Wydarzenia tego wieczoru były… co tu dużo mówić, ujmujące i przerażające. Myślałem wtedy, że jak tylko dorwiemy Małą Mi i jej przydupasów, to nie obejdzie się bez rzezi i to wyrafinowanej rzezi. Podwieszanie na haku, karmienie sztywnych żywą Małą Mi… to mi się nawet śniło raz.
            Zostałem w Bastionie sam z Czarną. Beny i Szybki zeszli pod ziemię około 14 chyba. Czatowaliśmy cały czas na dachu. Ciągły nasłuch. Co jakiś czas wywoływaliśmy naszych na radiu. Nikt się nie odzywał. Przerąbane jest to czekanie. Ciągły stres. Cały rynsztunek miałem naszykowany. W razie czego byłem gotów na zejście pod ziemię, albo na uderzenie z ziemi, gdziekolwiek, tylko potrzebowałem jedno hasło. Nikt nie potrzebował pomocy, to znaczy nie wołał o nią, bo nie było kontaktu.
            Koło 15:30 Czarna mówi:
- Patrz na tego sztywnego, skrada się?
- Kurna nie wiem, dziwny jakiś - powiedziałem - Co do… Homer! - krzyknąłem - Ubezpieczaj go, a ja mu zrobię przejście w bramie.
            Kilka minut później Homer wtaszczył się pod bramę i zaległ pod ścianą na dziedzińcu. Cały był wyświniony szlamem nie gównem.
- Mów kurwa! - krzyknąłem do niego.
- Wody! - krzyknął do mnie Homer cały zziębnięty.
- Mam tylko tyle - powiedziałem i podałem mu butelkę, którą naszykowałem sobie na zejście pod ziemię - Chodź do środka, napalę w piecu, musisz się rozgrzać. Masz tu, jeszcze łyknij sobie trochę czystej, rozgrzeje cię.
Homer zrobił solidny łyk i zakrztusił się gorzałą.
- Czarna zostaniesz na warcie? - spytałem przez radio.
- Tak, spoko, tylko daj mi cynk, jak już coś z niego wydębisz - powiedziała.
- Nie ma sprawy, muszę go rozgrzać, ledwie zipie - odpowiedziałem i pomogłem mu wejść do mieszkania. Szybko rozpaliłem piec. Zrobiło się ciepło.
- Co z Vim? - spytałem po kilku minutach, czułem stres jak przed egzaminem.
- Nie wiem, kurwa nie wiem - powiedział roztrzęsiony Homer - W ostatniej chwili zasunąłem właz jak z tobą gadałem, wtedy koło Biedy. Mało brakło.
- Gdzie się rozdzieliliście? - spytałem.
- Gdzieś koło targu - odpowiedział - Nigdzie śladów Miśka nie było.
- Kurwa mać - powiedziałem.
- Też tak myślę - odpowiedział - co robimy? Gdzieś koło nocnej Żaby wpadłem po szyję w szlam. Myślałem już, że utonę. A potem, jak mnie ścignęli koło stacji benzynowej, to straciłem radio. Zdeptałem je. Piekło, kurwa piekło.
- W jakim kierunku szedł Vi? - spytałem - Mogę już iść po niego.
- Nie wiem dokładnie, mówił o osiedlach i szkole nr 3. Ale w tym sajgonie trudno się połapać - powiedział - Gdzie Szybki i Beny?
- Zeszli na dół, z Bastionu - powiedziałem.
- CO!? - krzyknął -KIEDY?!
- Półtorej godziny temu - odpowiedziałem - Co jest?
- Kurwa! - krzyknął - Sztywni się zmienili na dole.
- Jak to zmienili? O czym ty gadasz? - spytałem zdziwiony.
- Grałeś w Left for Dead? - spytał Homer.
Kiwnąłem głową, że tak.
- Kojarzysz tego grubasa co bełtał? - spytał - Oni chłepatlii wodę z gównem tam na dole, chyba nie toną. Kurwa ich ciała się porozciągały, wypełnili się wodą, jak worki! Są potężni. Strzelaliśmy do nich z automatów. Z bebechów szła im woda, nie dało się ich zabić. Poruszali się bardzo wolno, ale tylko strzał w łeb... Zaskoczyli nas z obu stron jednocześnie. W ostatniej chwili z jednej strony rozkurwiliśmy mu głowę i padł. Uciekliśmy.
- Słyszałem jak Vi krzyczał przez radio - powiedziałem - To chyba wtedy było.
- Myślałem, że się zesram w gacie ze strachu - powiedział - Vi mnie popchnął i poleciałem przed siebie. Gdyby nie on, to ten spaślak by mnie ogryzł. Potem za każdym rogiem bałem się, że zobaczę kolejnego. Sztywni rozeszli się po kanale. Beny z Szybkim strzelali?
- Tak - odpowiedziałem.
- Musieli też na nich trafić - dodał Homer - Dalej już ich nie ma wcale. Tylko tu z początku. Muszę poćwiczyć zmianę magazynków. Jeden mi upadł na ziemię pod Bastionem… - dodał i zaczął płakać. Położyłem mu rękę na ramieniu i podałem info Czarnej. Mówiła, że jest nieco bardziej wzmożony ruch na Zamkowej, ale spokojnie jest. Czekaliśmy dalej na kontakt.
- Gdzie wyszedłeś na powierzchnię? - spytałem.
- Koło PKS-u. 20 minut nic nie widziałem. Tak palił mnie w oczy dzień. Potem gazem i po krzakach, między budynkami i jakoś tu dotarłem. Masa sztywnych na mieście. Po kilka sztuk. Nie było stad. Udało mi się przejść nie zauważonym, ale ciężko było - powiedział i po chwili dodał - Ja pierdolę, te grubasy na dole… nie wiem jak to określić. Takich mord jeszcze nie widziałem, rozciągnięta skóra… Nie było krwi czaisz? Nie było!
- Spokojnie ziom - powiedziałem - Beny z Szybkim za wszelką cenę mają się nie rozdzielać. Niedługo wszyscy wrócą.
- Oby - powiedział - Stary obawiam się, że powinniśmy tam zejść.
- Nie wiem sam -dodałem - Szybki z Benym mieli zaznaczać drogę kredą. Może pójdziemy ich śladem?
- Dawaj, musimy ich stamtąd wyciągnąć - odpowiedział Homer.
Zacząłem zbierać sprzęt. Homer powiedział, że przyda się nam jeszcze woda, bo na dole się strasznie męczy i jeszcze lżejsze ubranie.
- Dobra jestem gotowy, a ty nie potrzebujesz jeszcze trochę amunicji? - spytałem.
- Mam dwa magazynki jeszcze - odpowiedział - Dawaj szybko na dół bo szkoda czasu.
            Po kilku minutach ściągaliśmy pokrywę.
            Na dole czuć było ostry zapach krwi, mięsa i prochu strzelniczego. Niesamowity smród. Błota nie było czuć. W ogóle to myślałem, że będzie pełno gówna, ale już chyba od dłuższego czasu cały ten syf się spłukał z wodą z opadów.
- Stój! - powiedział nagle Homer - Tu są znaki. Ostrożnie za każdym rogiem. Idę pierwszy.
- Spoko - powiedziałem - Chyba poszli w kierunku ronda i gdzieś dalej pod Biedę.
            Ruszyliśmy wolnym krokiem pomiędzy ciałami sztywnych. Nie było nic przed nami. Jakieś 30 minut później był koniec śladów.
- Nie ma śladów Homer - powiedziałem gdzie oni mogą być.
- Nie wiem, pójdźmy kawałek w tę i w tę stronę - powiedział na krzyżówce.
            Ruszyliśmy w prawo. Nic. Na końcu korytarza nie było żadnych znaków. Zaczęliśmy się cofać do skrzyżowania.
- Stój bo strzelam kurwa! - krzyknął głos i poszło echo po kanale.
Szybko schowaliśmy się za zakrętem.
- JJ i Homer! - krzyknąłem
- Beny! - odkrzyknął głos.
            Chłopaki doskoczyli do nas.
- Szybki, kryj tamten róg - powiedział Beny - Homer widziałeś to?
- Mówisz o spaślaku? - spytał Homer.
- Tak - odpowiedział Beny - Naszatkowaliśmy jednego. Woda z nich schodzi jak dostaną, ale ciężej ich zabić. Masakra jakaś. Puchną jak gąbki. Vi wrócił?
- Nie, jeszcze nie - odpowiedział Homer.
- Wracamy do Bastionu? - spytał Beny.
- Spadajmy stąd - powiedziałem - Będziemy czatować na resztę na dziedzińcu i w razie czego awaryjnie zejdziemy następny raz.
- Idziemy - powiedział Beny i ruszył w drogę powrotną.
            Gdzieś bardzo blisko Bastionu na skrzyżowaniu Beny nagle się zatrzymał i dał nam znać, że mamy zamknąć mordy. Zatrzymaliśmy się pełni koncentracji. Beny szeptem powiedział, że za rogiem stoi odwrócony do nas plecami spaślak, że mamy go minąć. Przeszedł bezgłośnie, za nim Homer, ja i Szybki. Właz był bardzo blisko.
Beny doskoczył do drabinki i zaczął ładować się na górę. Homer osłaniał jedną stronę, Szybki drugą, a ja już zacząłem się gramolić na górę.
Nagle pode mną popłoch.
- Idzie!!! Kurwa idzie!!! - krzyknął Szybki i wystrzelił kilka razy. Przyspieszyłem i już wskoczyłem na dziedziniec. Schyliłem się i podałem rękę Szybkiemu.
- Homer! - krzyknąłem i zobaczyłem pod sobą łeb spaślaka… takiej mordy jeszcze nie widziałem nigdy w życiu. Homer nie zdążył wejść na drabinę i chyba się wycofał. Sztywny był zbyt duży, żeby wejść na górę do nas. Spojrzał na nas i ruszył za Homerem.
Padło kilka strzałów.
- Schodzę! - krzyknąłem do chłopaków i wskoczyłem do środka. Wycelowałem karabin w kierunku, w którym poszedł spaślak. Zrobiłem kilka kroków i już za mną wylądował Beny.
- Trzymam ci dupę! - krzyknął i ruszyliśmy za sztywnym.
Znowu padło kilka strzałów. Homer walił do niego. Bałem się bardzo, żebym ja czasem nie trafił Homera, a Homer nas.
- HOMER!!! - ryknąłem.
- UPUŚCIŁEM MAGAZYNEK!!! - odkrzyknął.
- UCIEKAJ MY GO ROZWALIMY, MASZ TRZY SEKUNDY!!! - odpowiedziałem mu i przełączyłem selektor ognia na automat. Z tyłu usłyszałem kliknięcie i Beny już stał koło mnie.
- JUŻ!!! - krzyknął Homer.
Nie minęły może nawet te trzy sekundy i z palcem na spuście wyskoczyłem na ścieżkę w kanale. Przed nami ukazała się monstrualna postać sztywnego wypełnionego wodą.
- JJ walimy!!! - krzyknął Beny i przerażająca postać zatrzymała się.
Poszła seria, za nią druga. Wywaliłem w jego plecy cały magazynek, a ten bydlak dalej stał. Z ran poszła gęsta woda zmieszana z błotem i krwią. Był od nas jakieś pięć metrów.
- Zgubiłem magazynek! - krzyknął Beny, nieco nas ogłuszyło.
Wyjąłem z kieszeni jeden i podałem mu. Sztywny w tym czasie zaczął się obracać. Szło mu wolno, bo było ciasno. Beny w pośpiechu podpiął mag i przeładował zamek. Ja zrobiłem to samo i znowu poszła seria. Głowa sztywnego eksplodowała i zbryzgała czerwonym szlamem ściany wokół. Uderzył nas przerażający smród wnętrza sztywnego zmieszany ze smrodem wnętrza kanału. Zemdliło mnie. Słabo słyszałem.
- HOMER!!! - krzyknął Beny i ruszył deptając ścierwo - Co z tobą!?
- Kurwa nie mam światła, zajebałem się w łeb po omacku! - odkrzyknął.
- Idziemy po ciebie! - krzyknął Beny i kolejny raz ruszyliśmy po niego.
            Siedział pod ścianą w szlamie i trzymał się za głowę. Mocno się uderzył i zamroczyło go nieco. Zaczęliśmy go zbierać z ziemi.
Ktoś nagle zaświecił na nas latarką.
- Kto tu jest? - spytał Beny bo nie widzieliśmy przybysza. Serce pizdnęło mi ostro. Szok…
- Szybki! - krzyknął nasz ziomek i pomógł nam eskortować rannego do włazu.
Beny wszedł pierwszy i wciągnął Homera na górę, potem ja i Szybki bardzo zwinnie i szybko doskoczył do nas.
Zasunęliśmy pokrywę i potem przycisnęliśmy ją jakimś worem z gruzem.
Padliśmy na dziedzińcu obok kanału. Cali zesrani i spompowani. Adrenalina uderzyła do głów.
- Jak akcja, ja pierdolę - powiedział Beny - widziałeś tego mutanta?
-Kolos - powiedziałem - cztery magazynki na jednego.
- Za nisko celowałeś dupo - powiedział z uśmiechem Beny i siadło sobie na ziemi.
- Palą mnie oczy - dodał Szybki.
- Nie ma dalej Viego - powiedział Homer - Zupełnie nie wiem gdzie może być.
- Jesteście tam na dole? - spytała Czarna przez radio.
- Jesteśmy - odpowiedziałem.
- To przestańcie się tam tak głośno kołatać w dupę, bo nadchodzi horda - powiedziała.
- Ilu? - spytałem.
- Tylu co wczoraj - odpowiedziała - Było głośno jak strzelaliście.
- Wzmocnimy barykadę - powiedziałem i zacząłem dorzucać worki z piachem i gruzem na kontenery.
            Sztywni doszli do naszej bramy. Bardzo dziwnie się zachowywali. Jakby pamiętali, że tu jest miejsce, w którym wczoraj byli.
- Dziedziniec obok pełny chodzącego ścierwa - powiedziała przez radio Czarna.
- Dzięki - odpowiedziałem i w tym momencie brama wjazdowa ostro zaczęła się wybrzuszać, a kontenery drgnęły znacząco.
-Kurwa mać! - krzyknął Beny - Więcej worów!
            Byliśmy przygotowani na taką ewentualność i mieliśmy dużo dociążenia w razie napierania przez sztywnych na bramę i gruz z piachem wpakowaliśmy do worków. Teraz wszystko dorzucaliśmy na kontenery i wzmacnialiśmy obronę.
Wszystko przestało drgać, mimo że sztywni dalej napierali. Dociążenie zadziałało. Byliśmy już nieco spokojniejsi.
            Cofnęliśmy się na środek dziedzińca. Byliśmy zasapani tym wysiłkiem, najpierw na dole, potem na górze. Homer siadł sobie na worze, który dociskał pokrywę od kanału. Wyciągnął z kieszeni paczkę fajek i włożył do niej palce, żeby wyciągnąć malboraska, ale była cała mokra. Rzucił ją na ziemię zdenerwowany. Wyjąłem swoją paczkę i dałem chłopakom po jednym. Zapaliliśmy.
- O ja - powiedziałem - kawał dobrej roboty. Znaleźliśmy się prawie wszyscy, Bastion oczyszczony, brama wzmocniona…
- No tylko Vi i Misiek nie wiadomo gdzie - powiedział Homer.
- Chyba musimy poczekać troszkę, na jakiś kontakt - powiedziałem - Co myślicie o tym?
- Mogli jeszcze jacyś spaślacy i inni zostać na dole czy wszystkich wykosiliśmy? - spytał Szybki.
- Nie wiem - powiedział Beny - Raz już byłem pewien, że jest czysto, a z rogiem mało co, a zesrałbym się pod siebie ze strachu.
- Nie ma to jak brodzić między ciałami po ciemnym kanale - powiedziałem.
- Nikt z was nie widział śladów Miśka? - spytał Szybki.
- Przyglądałem się każdemu ścierwu tam na dole - nie ma takiej opcji - powiedział Homer.
- Też tak uważam - dodałem.
- Skurczybyk chyba uszedł - powiedział Beny - tylko gdzie teraz się zaszył.
- Idziemy na górę co? - spytałem i tam pokminimy co dalej robimy.
            Chłopaki zaczęli się zbierać, bardzo ociężale bo byliśmy zmęczeni okrutnie.
Nagle BUM BUM!!! W pokrywę kanału od spodu. Homer odskoczył i przewrócił się. Odruchowo z Benym złapaliśmy za broń i wycelowaliśmy we właz.
Staliśmy tak kilka sekund.
- Sztywni? - spytał Szybki.
BUM BUM!!! Powtórzyło się uderzenie.
- Co robimy? - spytał Szybki.
- Weź łom - powiedziałem do Szybkiego - podniesiesz pokrywę, a my walimy cokolwiek tam jest na dole.
- Dawajcie! - krzyknął Szybki jak już wsadził zakręconą część łomu do oczka włazu - na trzy… raz, dwa, trzy!!! - krzyknął na koniec.
Szarpnął mocno pokrywę i poleciał z nią do tyłu. Przycisnąłem karabin do ramienia i już miałem strzelać, kiedy nagle Beny, podbił mi ręką lufę do góry i strzeliłem w szybę naprzeciwko mnie.
- Bierz go! - krzyknął Beny do chłopaków i wciągnęli umorusane ciało na dziedziniec i szybko zasunęli właz.
- Kto to jest?! - krzyczał Homer.
- Polej go wodą - powiedział Beny i obmył kanalarzowi twarz.
To był Vi. Cały wyświniony i wyczerpany. U skraju wytrzymałości. Nad ranem zszedł do kanału. Która mogła być? Jakoś maksymalnie kolo 5 rano. Nie pamiętam już dokładnie, zaczynało się rozjaśniać. Może nieco później było. Spędził tam jakieś dwanaście godzin. Był bez niczego. Bez żadnej broni. Stracił wszystko, zaczynając od Onyksa, a kończąc na radiu.
- Kurwa nie widzę - powiedział Vi półprzytomny.
- Jesteś już w Bastionie bracie! - powiedziałem do niego.
- Wody - odpowiedział Vi.
Któryś z chłopaków podał mu butelkę do ręki. Kiedy Vi ją podnosił do ust wypadła mu i potoczyła się po dziedzińcu. Homer ją podniósł i pomógł mu się napić.
- Gonili mnie pod ziemią - powiedział Vi z zamkniętymi oczami - kurwa ledwo im uciekłem. Mieli nie widzieć w nocy. Kurwa zmutowali tam na dole niektórzy.
- Widzieliśmy - powiedział Homer - wszyscy dziś byli na dole.
- Ta - powiedział umęczony Vi - wszyscy? Macie Miśka?
- Niestety nie - odpowiedział mu Homer - Przeczesaliśmy chyba całe kanały Kluczborka.
- Nie jestem pewien - powiedział zmęczony Vi - jak mnie gonili nie mogłem się przyjrzeć jednemu ciału… to mógł być Misiek. Nie wiem, nie mam pewności… Widziałem jakieś znaki w kanale, tutaj w okolicy. Dzięki nim udało mi się wrócić. To wasza robota? - powiedział Vi
- Tak, ja z Szybkim oznaczyliśmy sobie tyły - powiedział Beny.
- Dziękówa panowie - odpowiedział Vi - Ostatnie metry szedłem już bez latarki bo mi się chyba zepsuła to ją wywaliłem i trafiłem na ten właz przypadkowo. Już miałem się poddać.
- Dobrze, ze byliśmy na dole - powiedział Homer.
- Kto wypłoszył sztywnych? - spytał Vi.
- Sami odeszli jak się zrobiło jasno - powiedział Szybki - ale jak strzelaliśmy teraz niedawno w kanale to do huku się zeszli z powrotem i ostro napierali na bramę, ale ją wzmocniliśmy i teraz już działa wszystko jak dawniej.
- No to zajebiście - powiedział Vi i zaczął wolno otwierać oczy, ale paliły go bardzo i wolał mieć zamknięte.
- Jesteście tam na dole? - spytała Czarna przez radio - Mamy problem.
- Co jest? - spytałem.
- Na Opolskiej zatrzymało się czarne BMW, kolesie mają broń. - zaczęła relacjonować Czarna - Wysiadają z auta. Sztywni z Krakowskiej ich zobaczyli i ruszyli na nich. Nie odjeżdżają. Czekają na coś. Kurwa, jest z nimi ta szmata Mała Mi… Chyba macha do mnie! Kurwa koleś ma mnie na celo… - Czarna urwała w połowie zdania.
W tym momencie padł pojedynczy strzał…

piątek, 24 lutego 2012

17.12.2010 Czyściciele…

17.12.2010 Czyściciele…
            Zaczął się dzień. Słońce pojawiło się gdzieś daleko na horyzoncie. Tej nocy brak chmur raczej dokuczał. Ciągle spojrzenia pełne oskarżeń, że nie poszliśmy itp.
Nie było szans, dziedziniec pełny sztywnych, za Bastionem to samo. Zejście do kanału było samobójstwem. Vi ciągle się rzucał, że źle zrobiliśmy, że mieliśmy od razu iść po niego.
- Podpalimy przejście w bramie i sztywni nie przejdą - powiedział rano - zejdziemy do kanału z bronią, latarkami i radiem. Znajdziemy go i wrócimy tutaj. Przed wyjściem podpalicie tak samo bramę. Proste.
- Niby tak, ale pod ziemią nie będziesz miał gdzie uciekać jak was zaatakują sztywni - powiedziałem - wpadło ich tam sporo.
- Nie mąć, kurwa ty i tak nie pójdziesz - powiedział Vi - Kto idzie ze mną?
- Ja - powiedział bez zastanowienia Homer - Misiek by poszedł za mną.
- Też tak myślę, teraz żałuję, że czekaliśmy tak długo - odpowiedział mu Vi.
- Ciekawe co zrobisz głupcze - powiedziałem - jak i wy się odetniecie i kolejne dwie osoby będą musiały po ciebie tam iść?
- Dam cynk na radiu, że macie nie schodzić i sam sobie poradzę - odpowiedział.
- Misiek myśli pewnie tak samo jak ty - odpowiedziałem - albo poszedł już gdzieś daleko przez ten labirynt albo teraz leży w gównie kurwa!
- Nie pierdol i tak idziemy - odpowiedział.
- No JJ, schodzimy, nie zrozum mnie źle, muszę - dodał Homer.
- Zasuńcie za sobą właz - powiedziałem, bo gównem będzie śmierdzieć. A chuj wam w dupę! Miało być bez kozactwa już.
- To nie kozactwo - powiedział Vi bardzo mściwym tonem - to braterstwo więzi… za tobą też bym poszedł.
            Reszta ekipy mnie nie poparła, ani nie stanęła za resztą. Nie dalej jak godzinę później schodziliśmy wolno na dół. Zalaliśmy benzyną dziedziniec i po chwili, jak już sztywni popadali wrzuciliśmy mołotova do bramy tak jak planowaliśmy. Po chwili rzuciliśmy kolejnego. Ekspedycja ruszała. Chłopaki wzięli po karabinie, po kilka magazynków, po jednym P99, maczecie, kilka latarek, dwa radia i trochę żarcia w razie czego.
            Stanęli nad zejściem i Vi powiedział:
- Chyba czysto, schodzę - i zaczął się ładować do środka.
- Powinien już być na dole - powiedziałem.
Homer klęczał przy włazie. Nagle padło kilka pojedynczych strzałów, a po chwili cała seria. Poszedł cały magazynek w kanale. Homer nie czekał, wskoczył do środka i zasunął właz. Po chwili jak już zgasł ogień dziedziniec zapełnił się sztywnymi.
- Vi jak sytuacja? - spytałem przez radio. Nie było żadnej odpowiedzi. Po chwili znowu seria z Onyksa.
- Kurwa, co on tak strzela jak pojebany? - spytałem.
- Nie wiem - odpowiedział Beny - wywołuj go, jak coś to zaraz tam schodzimy do niego.
- Wiem - powiedziałem - chciałem ich za wszelką cenę odciągnąć od tego pomysłu.
- Się wie - powiedział zasmucony Beny.
- To czemuś mnie kurwa nie poparł złamasie? - spytałem wkurwiony.
Nikt nic nie mówił. Wcześniej byliśmy spokojniejsi. Teraz zaczęła się pompa, a wcześniej kłótnie. Czekanie. Vi nic nie mówił na radiu. Co chwilę go wołałem, ale bez odzewu żadnego.
- Kanał, kanał, jestem! - powiedział Vi przez radio.
- Co się kurwa nie odzywasz?! - krzyknąłem do radia.
- Kurwa, daj mi Benego - odpowiedział.
- Jestem - powiedział Beny.
- Miałem ręce zajęte, masa sztywnych tutaj, ja pierdolę - powiedział Vi - nie ma śladów Miśka. Chyba uciekł. Położyłem już chyba 10. Głośno było na górze?
- No - odpowiedział Beny - dziedziniec pełny już jest. Zanim wyjdziecie to daj znać.
- Spoko, idziemy dal… - powiedział spokojnie i nagle zaczął krzyczeć - MATKO BOSKA CO TO JEST?! CO TO KURWA JEST!!! HOMER… - koniec przekazu i usłyszeliśmy kanonadę dudniącą spod ziemi.
- Co się stało?! - krzyknął Beny. Cisza…
- Chyba strzelali jednocześnie - powiedziałem - Słyszycie to?! - znowu ogień, z automatów. Musieli trafić na sporą grupę.
- Co robimy? - spytał Szybki.
- A co możemy teraz zrobić? - spytała Czarna - Czekamy kurna.
- Tu Beny - zaczął nadawać - co u was?!
            Minęło od czasu silnego ognia, jakieś 15 minut. Siedzieliśmy już nieco podłamani koło komina. Przeczuwaliśmy najgorsze. W wąskim kanale ciężko uciekać, bez światła, ciasno. A jak zaatakowali ich z obu stron jednocześnie? Czekaliśmy na kontakt.
- Tu Vi - powiedział nagle przez radio.
- Co to było? - powiedział do niego Beny.
- Musiałem sobie usiąść na chwilę - powiedział roztrzęsiony Vi. Dziwny miał głos.
- Jak to usiąść? - spytał Beny - Co tam się stało? Co z Homerem i Miśkiem?
- Homer cały, Miśka nie ma - odpowiedział - Nie wiem jak to opisać teraz. Pogadamy potem, idziemy dalej. Musze mieć wolne ręce.
- Dobra czekamy na was - dodał Beny.
            Po jakichś kilkunastu minutach było słychać jeden wystrzał. Potem wszystko ucichło. Musieli być dosyć daleko.
            Rozejrzałem się po panoramie miasta. Było widać bardzo dużo słupów dymu… palili ludzie w piecach.
- Patrzcie ilu musiało przeżyć - powiedziałem - na pewno są jeszcze zbici w grupki. Nie jesteśmy sami.
- Na pewno - powiedział Beny - tylko wszyscy sztywni przyszli do nas.
- Kiedy mieliśmy ostatni kontakt z Kolonią? - spytała Czarna - Niech nam pomogą teraz, tak jak my im.
- Nie wiem, nadawaliśmy do nich na innym kanale - powiedziałem - to może zagadam do nich - wziąłem radio i przestawiłem kanał i zagadałem do nich.
- Żyjecie?! - krzyknął głos -Już myśleliśmy, że po was. Jak sytuacja?
- No jesteśmy odcięci - powiedziałem - mamy jednego zaginionego w kanałach i dwóch poszło go szukać.
- Ilu sztywnych? - spytał.
- Nie wiem, w pizdu, cała Krakowska i Zamkowa, kilka tysięcy jak dla mnie - powiedziałem.
- To nie brzmi dobrze - powiedział.
- Co ty nie powiesz - odpowiedziałem - jakieś pomysły masz na wyjście z tej sytuacji?
- Nie wiem, pogadam z szefem - powiedział - Powinni sami odejść w dzień. Zawsze tak robią. Są w ruchu w dzień.
- To żeś nam pomógł - powiedziałem.
            Wyszło słońce. Ale nadal było bardzo zimno. Dosyć długo siedzieliśmy nie patrząc na dół. Nie interesowało nas to co się tam działo.
- Ja pierdolę - krzyknął Szybki koło 9 chyba - wszyscy się rozeszli!
- Co?! - krzyknąłem - Jak to?
- No nie ma nikogo - powiedział - czysto!
            Wyjrzałem - rzeczywiście było czysto - pusto!
- Jazda kurwa na dół - krzyknąłem - musimy zreperować bramę i zrobić barykadę. Dziedziniec też jest czysty.
            Sturlaliśmy się na dół. Czarna nas kryła i obserwowała czy czasem nas nie zaskoczą sztywni i szybko naprawiliśmy bramę. Ci kretyni od Małej Mi ją zdjęli z zawiasów, chcieli nas rozwalić. Podwiesiliśmy wszystko i zasunęliśmy kontenery. Bastion wracał do łask!!! Od razu poczułem ulgę i bezpieczeństwo. Po ostatniej zadymie jakoś dziwnie się tu czułem.
- Vi się nie odzywał? - spytałem po jakimś czasie Benego.
- Nie - odpowiedział - co o tym myślisz? Schodzimy do nich czy czekamy?
- Zaczekamy jeszcze godzinę - odpowiedziałem - i wtedy zdecydujemy. Teraz mogą już być wszędzie. Która godzina?
- Dochodzi 14 - powiedział Beny - pierdolę, też pójdę.
- Tez idę - wtrącił nagle zza naszych pleców Szybki.
- Czekamy godzinę - powiedział Beny - idę szykować sprzęt.
- Dobry pomysł - powiedziałem i poszedłem do Bastionu.
            Szykowałem się na zejście do tego syfu. Lekkie ciepłe ubranie, wysokie buty, Onyks i kilka magazynków, to samo z P99, maczeta, nóż, dwie latarki, radio…
            Po godzinie staliśmy na dziedzińcu i gadaliśmy co teraz robimy. Odezwało się radio, to Homer:
- Jesteście tam?! - krzyknął.
- Gdzie jesteś? - spytałem.
- Kurwa nic nie widzę, czkaj… jestem koło Biedy na Wołczyńskiej, koło stacji benzynowej, siedzę teraz na skraju kanału. Nic nie widzę kurna… - odpowiedział.
- Uważaj na sztywnych - powiedziałem - mamy po ciebie wyjechać Vandurą?
- Postaram się wrócić sam, nie ryzykujcie - odpowiedział.
- Jak to sam? - spytałem - A gdzie Vi?
- Rozdzieliliśmy się - odpowiedział - kurwa nic nie widzę.
- Bądź ostrożny - powiedziałem - cała horda się rozeszła spod Bastionu. Mogą być wszędzie.
- Co? Bastion czysty? - powiedział Homer - To dobrze.
- Czekamy na ciebie, wracaj szybko - powiedziałem.
- Będę za… kurwa sztywni idą!!! Schodzę do kanału - krzyknął Homer i zapadła cisza w eterze.
- Homer! Homer! Słyszysz nas?! - krzyknąłem. Nie zdążyłem mu powiedzieć, że też mieliśmy już schodzić.
- I co teraz? Czekamy na niego czy schodzimy? - spytał Beny.
- Sam nie wiem - powiedział Szybki - jest bardzo daleko. Nie wiadomo gdzie jest Vi. Schodzą teraz dwie osoby i jedna zostaje na dachu na ciągłym nasłuchu. Każdy kto wyjdzie na powierzchnię wraca po ziemi do Bastionu. Dobry plan?
- Tak - powiedziałem - tylko że wszyscy chcą zejść. Kto pójdzie?
- Ciągniemy los - powiedział Beny - krotka zapałka zostaje.
            Wylosowałem pechowo krótką. Chłopaki poszli pod ziemię. Przez jakiś czas był z nimi kontakt. Doszliśmy do wniosku, że pod żadnym pozorem druga ekipa nie może się rozdzielić. Cokolwiek by się działo zostają razem. Chłopaki wzięli jakieś większe kamienie żeby zaznaczać drogę pod ziemią. Żeby się nie zgubić. Wcześniej nie pomyśleliśmy o tym.
            Po kilku minutach podnieśliśmy właz. Szybki z Benym zeszli na dół. Obserwowałem ich chwilę z góry. Beny pokazał mi, że jest czysto. Zasunąłem pokrywę.
            Po chwili padły pierwsze strzały….

środa, 22 lutego 2012

Noc16/17.12.2010 „Zwyczajny dzień” ciąg dalszy…

Noc 16/17.12.2010 „Zwyczajny dzień” ciąg dalszy…

- Tu JJ, tu JJ - powtórzyłem po chwili - Bastion odcięty.
- Tu Vi, tu Vi - odpowiedział dół - powtórz bo chyba nie zrozumiałem.
- Wszystkie zejścia odcięte, a kurwa chodź i zobacz sam - odpowiedziałem i wyłączyłem radio.
            Po chwili cała ekipa Bastionu zebrała się na dachu. Chłopaki podziwiali widok, który w rzeczywistości wróżył nam najgorsze. Byliśmy w ciemnym zadku.
- To co zaczynamy przenosić sprzęt tutaj? - spytał po chwili Beny.
- No dawajcie, przeczekamy, w końcu ktoś ich wypłoszy - dodał Misiek.
- Na pewno w końcu odejdą - powiedziałem - ale nie wiadomo kiedy.
- I dziedziniec właśnie się zapełnił - dodała Czarna.
            Wyjrzeliśmy na dziedziniec. Wepchało się do niego sztywnych po same brzegi. Brak bramy dał się we znaki.
- A jak by tak podpalić w kilku miejscach hordę? - spytał Vi - powinni się rozejść wtedy.
- A jak któryś się obejrzy i da cynk reszcie, że jesteśmy na górze i tu zostaną na dłużej? - spytałem - w ogóle to czemu ci idioci nie patrzą w górę?
- Bo są idiotami - odpowiedział Szybki.
- Homer jakieś pomysły? - spytała Czarna.
- Mam jeden - odpowiedział - rzućmy radio temu facetowi, który stoi na dachu obok.
            Oglądamy się w stronę Damrota i faktycznie na dachu stoi gość. Nic się nie odzywał i tylko pokazał nam, żeby być cicho. Po chwili na dachu obok pojawiło się sporo żywych ludzi. Na Opolskiej - koło ronda też zobaczyliśmy kilkanaście osób. Wszyscy obserwowali rejon Bastionu, który był okupowany. Niebo było bez chmur i księżyc ostro świecił. Była dobra widoczność. W rejonie rynku była widać dym z kominów. Paliło się w piecach.
- Patrzcie, nad Żabą też są żywi - powiedział Misiek - jak uciekaliśmy z Szybkim wtedy tyłem to wołali na nas, że mamy stamtąd wypierdzielać.
- To co damy radyjko gostkowi? - spytał Vi.
            Vi rzucił mu radio.
- Panowie i panie od fajerwerków? - spytał gość.
- Siema sąsiad, tak to my, musieliśmy się ratować - powiedział do niego Vi.
- Jaki plan teraz? - spytał.
- Nie wiem - odpowiedział Vi - czekamy. Ilu masz ludzi?
- Jest nas kilkanaście osób. Niezły ambaras żeście narobili - odpowiedział typ.
- Zaatakowano nas - powiedziałem do niego przez radio - jakaś banda gnojków od was z budynku.
- Nie byli od nas - odpowiedział - wczoraj przyszli. Nie ufaliśmy im. Kogo straciliście?
- Nikogo, tylko generator prądu - odpowiedział Vi.
- To wy? - spytał.
- Jak to my, że co niby? - odpowiedział na pytanie Vi.
- Krąży gang po Kluczborku - zaczął - zbierają wszystko cenne, co się tylko da. Wszystkie generatory poznikały, a oni chcą mieć prąd. Skąd go wytrzasnęliście? Ukrywamy się przed nimi.
- Nie ważne skąd - odpowiedział Vi - a o co chodziło z nami?
- Widzę, że macie broń i wyglądacie tak jak was ludzie opisują - powiedział.
- Co ty pieprzysz jacy ludzie? - spytał Vi.
- Ludzie mówią, że jest w mieście ekipa, która działa na równi z nimi, cholera to wy! - powiedział.
- My nie działamy - odpowiedział do niego Vi i od razu do nas - kurwa o chuj mu chodzi, tylko sklepy obrabiamy. A generator dostaliśmy.
- Nie wiem - powiedział Beny - podpytajmy go jeszcze.
- A coś więcej możesz powiedzieć? -spytał Vi sąsiada.
- To to chyba nie wy jednak - odpowiedział i się speszył - chodzi o gości co mówią na nich jakoś Boston, Bestie czy Beton jakoś tak.
- Może Bastion? - spytał Vi.
- No dokładnie tak! - odkrzyknął - plądrują sklepy i zgarniają wszystko sprzed nosa gangu. Mają ostrą broń, miecze, granaty, samochody. Wszystko, benzynę i słyszałem, że ponoć chcą wykosić wszystkich zombi w mieście, żeby ulice były czyste i spokojne. Mówili też, że rozstrzelali gdzieś kilku ludzi bo się stawiali.
- A to ci, jak spotkaliśmy ekipę parę dni temu na wylocie na Byczynę - zaczął wkręcać go Vi - to mówili o nich. Ale mają melinę gdzieś na osiedlu malarzy.
- Możliwe, ale pasujecie do ich opisu, ale skoro mówisz, że nie to spoko - odpowiedział sąsiad dziwnym tonem, chyba podejrzewał, że go wkręcamy.
- Zdjąć go? - spytała Viego Czarna.
- Co?!- spytał zdziwiony Vi.
- Będzie frajer ploty siał o nas i jeszcze kogoś tu ściągnie na nas, pedał jeden - odpowiedziała.
- Te sąsiad - powiedział po chwili Vi - oddawaj radio bo nam potrzebne jest.
            Nie chciał oddać, ale po wycelowaniu do niego z broni odrzucił zabawkę. Głupi dupek. Z drugiej strony zaciekawiliśmy się tym, że ludzie gadają jakieś ploty o Bastionie, kiedy my nawet nie mieliśmy za bardzo z nikim kontaktu. Doszliśmy do wniosku, że więcej ludzi przetrwało niż nam się wydawało. Teraz dopiero zrozumiałem jak zasadne było wystawianie wart. W każdej chwili mogli nam wbić do środka i zrobić rzeź.
            Ciekawą kwestią jest to, że nie wszyscy, wraz z upadkiem cywilizacji w tym rejonie, przestali być ludźmi. Ale co będzie jak braknie żarcia w mieście, wody i benzyny? Rozwaliliśmy już to i owo i myślę, że będziemy strzelać, w ostateczności, także do żywych jeśli zajdzie taka potrzeba. Do tej pory nikomu nie odbiło z powodu posiadania ostrych giwer. Dziwne, myślałem, że jak idioci będziemy walić do wszystkiego co się rusza.
            Nikt nie chciał nocować w środku Bastionu. Dziedziniec pełny. Gdyby tak sforsowali przejście to osobiście nie dałbym rady wejść na dach inną drogą niż po schodach i drabinie. Przenieśliśmy trochę maneli z chaty na górę, żeby nam było ciepło i siedzieliśmy tak koło komina całą ekipą i grzaliśmy się wzajemnie. Od czasu do czasu malborasek i mały łyczek na rozgrzanie gorzałki.
            Byliśmy odcięci, ale w miarę bezpieczni. O ironio!!! Tysiące sztywnych pod Bastionem, a my mamy piknik na dachu… No przecież bez drabiny nie wejdą do nas, nawet z klatki schodowej. Gdyby wypełnili ją, to co… usypią z siebie górkę? Co oni mrówki? Byliśmy dziwnie, szalenie spokojni. Pompa z walki i barykady zeszła i po prostu sobie siedzieliśmy tam na dachu i gadaliśmy. Sąsiad się schował.
- Tak się zastanawiam - zaczął Vi przy kominie owiązany kocem - o co w ogóle chodzi w tym całym burdelu?
- Co masz na myśli? - spytałem.
- No na przykład - zaczął dociekania Vi - po co sztywni żrą mięso ludzkie? Czemu niektórzy warczą, piskają jak się palą? Czemu mutują? Sprinterzy osobiście mnie przerażają… I co się stanie jak zetnie zima… zamarzną? Jak będzie minus 20 stopni, to co, w samych koszulkach niektórzy chodzą. Nie mają szans. Musi ich ściąć i co potem, się obudzą czy jak? O i czy mają jakąś hierarchię stadną? Często gdzieś idą, nie wiemy gdzie ani za czym. A Czarna na radiu mówiła, jeszcze przed spotkaniem, że wyglądają jakby walczyli o dominację. Nie kumam tego.
- Jak dla mnie - odpowiedział Misiek - jedzą bo zostały zachowane podstawowe procesy w ludzkim mózgu. Tylko coś innego, jakieś inne klepki się poprzestawiały. No i nadal odczuwają głód.
- Ale, że co? - dodał Vi - Żre by przeżyć czy żre bo taki ma po prostu instynkt. A w ogóle to kiedy oni tym mięsem srają? Widział ktoś? Albo rzygają?
Wszyscy zaprzeczyli. Nikt nie widział, żeby zombi srali mięsem… w mordę!
- Sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć - powiedziałem - dajcie spokój z tą poronioną dyskusją. Jest taka rzeczywistość trzeba się dostosować. Są zasady? Są. Wychodzimy tak samo jak kiedyś na zakupy do Biedy, tylko, że teraz karabinami i mołotovami. Wali mnie osobiście to czy srają czy nie. Są zagrożeniem jak samochody na przejściu dla pieszych i trzeba go unikać lub go niszczyć.
- Dobra dobra - zbył mnie Misiek - a czemu mutuje? Ja mam taką teorię, że mutuje bo jak każdy wirus stara się przystosować do nowej sytuacji i stale go zwalcza organizm i jakieś taki mecyje z tego wszystkiego wychodzą.
- Podoba mi się ta teoria - powiedział Vi - No a co z hierarchią? Silne jedzą pierwsze albo prowadzą stado?
- Dobre pytanie - odpowiedział Misiek - a może to zależy od mózgu danego sztywnego, ten co jest bardziej kumaty szybciej się uczy. Albo coś w tym stylu.
- Mnie się wydaje, że podstawowe funkcje życiowe, jakieś instynkty w mózgu - zaczął wykład Vi - instynkt przetrwania, wywołują u nich to zbieranie się w grupy. I w tej grupie, jednostka, która jest najbardziej zbliżona do człowieka przewodzi im. Ale skupiają się. Coraz rzadziej widać pojedyncze osobniki, a częściej widzimy zbite grupy. Są jak ptaki, które lecą w grupie, jeden skręca i reszta za nim. Gnoje! Ciekawe czy padlinę żrą.
- To teraz z dachu sobie możesz zerkać - odpowiedział Misiek.
- Możemy przetrącić jakiegoś dachówką, albo kołpakiem - powiedziałem - widziałem u ciebie tam gdzieś pochowane.
- To rano kogoś strącimy - odpowiedział.
- A co z zamarzaniem? - spytał Misiek - to dopiero ciekawe.
- JJ - spytał mnie Vi - jak myślisz?
- A skąd mam to kurwa wiedzieć? - spytałem już nieco wnerwiony tą dupowatą dyskusją - poczekamy do mrozów i zobaczymy. Dobrze by było jakby większość zamarzła. Porozwalamy im głowy i nie będą wstawać. Dajcie mi spokój.
- Vi - powiedział Misiek - tylko my dociekamy prawdy.
- Te, a może są zimnokrwiste jak węże? - spytał Homer - Wtedy nie będą marznąć.
- O! - krzyknął Vi.
- A dla mnie osobiście - dodał jeszcze Homer - to istnieje jakaś chora hierarchia. Jak w stadzie wilków. A warczy bo ma flegmę w gardle, jak ja rano, kiedy palę peta.
- A ja mam taką wizję, jak już słyszę te pierdolenie wasze… - zaczął nagle Beny - To był wirus, bakterie nie wchodzą w grę. Syf się dostał do krwioobiegu drogą kropelkową pewnie. Tylko przez krótki okres osoby były narażone, które przebywały na świeżym powietrzu, albo wietrzyli ostro chaty w tym czasie. Po pewnym czasie, wirus wiszący w atmosferze obumarł i teraz sobie tu siedzimy jak te zjeby i nic nam nie grozi oprócz tego co pozostało w organizmach tych idiotów na dole. Jak się wirus dostał do organizmu, to spowodował liczne wewnętrzne krwawienia spowodowane zaburzeniami w produkcji heparyny, pękały śródbłonki naczyniowe w większości naczyń krwionośnych. Po godzinie u osobnika doszło do nekrozy wszystkich narządów. Wirus przedostał się do autonomicznego układu nerwowego, przeszedł potem w stan latencji. W organizmie nie ma już żadnych czynności życiowych, bo z niewyjaśnionych przyczyn wirus aktywuje się pobudzając tylko jedną część śródmózgowia. Mózg wysyła impulsy do mięśni, aby sztywny mógł się poruszać, jednak z powodu tego, że wysyłane są z jednej części mózgu, są wolne i nieprecyzyjnie działają. Funkcjonują najsilniejsze mięśnie. A co do mięsa ludzkiego, to jest to związane ze składem krwi - erytrocyty, leukocyty, trombocyty i inne enzymy odpowiadające za krzepnięcie krwi jak fibrogen, protrombina czy heparyna pozawalają na niskie lecz wystarczające odżywianie potrzebnych partii mięśni. Dlaczego w mózgu zagnieżdża się wirus? A skąd najłatwiej jest sterować statkiem czy samolotem? Kiedy zostaną zaspokojone potrzeby odżywiania, to wirus może sobie spokojnie mutować i zwiększać kontrolę nad organizmem. A warczą bo struny głosowe poruszane są przez wydychane powietrze i to nie ma związku z wirusem. Hierarchia - to nie wydaje mi się, żeby działały w sposób inteligentny. Węch i potrzeba krwi, ich składników odgrywają najważniejszą rolę. Kręcą się w miejscach, gdzie czuli albo czują obecność mięska. Dlatego teraz tutaj stoją gnoje. A może to też być związane z pamięcią jakąś taką prymitywną. Tu nie wiadomo. Trzeba by robić badania. Mogą coś kojarzyć, że tutaj na tej ulicy, czy ulicach kręciło się sporo ludzi i leżało dużo mięsa. Zostawili zapachy i teraz tu stoją.
- O w mordę - powiedział Vi i już nic nie dodał do dyskusji.
            Panowie zamilkli na półgodziny.
- Wiecie co zrobimy jak już złapiemy tę Małą Mi? - spytał Vi.
- Co? - dodał Misiek.
- Podwiesimy ją na linie na Krakowskiej i będziemy nią stymulować sztywnych - powiedział i zaczęliśmy się wszyscy śmiać.
- Debil - powiedziała Czarna - weźmiemy ich pod mur i nie będziemy się bawić w psycholi tylko zrobimy zwyczajną ludzką egzekucję. Wyrok śmierci za próbę zabójstwa tylu ludzi. Jak w cywilizowanym świecie.
- Najpierw ich złapmy, a potem się zastanowimy co zrobić z nimi - powiedziałem.
- Misiek - powiedział Szybki - weź skocz na dół, zjedzą cię i sobie pójdą.
- Sam sobie skacz - odpowiedział.
- Kto pójdzie sprawdzić czy stoją jeszcze na dole? - spytałem.
- Słyszę jak syczą - powiedział Vi i rzucił dachówką na Krakowską bez celowania. Głuche uderzenie i było słychać mały harmider na dole. Trafił pewnie jakiegoś w czachę. Ciekawe czy zdechł.
- Misiek co się tam stało wtedy? - spytała Czarna.
- No stałem sobie na warcie. I nagle patrzę, a tu ta mała wychodzi z Bastionu - zaczął - No i mówię do niej, że mieli nie wychodzić, że niech idzie spać i taki tam. A ona, że jest jej smutno, że nie ma z kim pogadać bo jej towarzysze poszli już spać i nie mogła sama tak siedzieć tam. No i się zaczęła zbliżać do mnie, coraz bliżej i bliżej. I nagle jak mi nie zajebie z pały w łeb. I jeb i jeb! Jeszcze jak leżałem na ziemi, to mi poprawiła. To było jak sen, to znaczy początek, jak szła do mnie. Noc w raju się miała zacząć, a teraz jest piekło. Ale ładna była. Szkoda, że uciekła, szkoda. Nie wiem czy dam ją rozstrzelać. Podoba mi się.
- Trzeba było myśleć głową, a nie kutaczem - odpowiedział Beny - i uważaj bo jak ją złapiemy to ci drugi raz machę oklepie.
- Trzeba było wziąć wartę! Cioto! - krzyknął Misiek i zaczął się szarpać. Pasjonat jeden.
- Sam jesteś ciota i pedał na dodatek! - odkrzyknął Beny i zaczęli się szarpać.
- Pojebało was?! - krzyknął Vi - horda pod oknem, do kurwy! Zamknąć ryje! Misiek dałeś dupy i tyle. Było minęło. Teraz czekamy na koniec tego syfu.
- Gówno! - krzyknął Misiek i się obraził.
- Te Szybki - powiedziałem.
- Co? Wiedziałem, że teraz na mnie wsiądziecie. Nic kurwa nie słyszałem! - odkrzyknął.
- Skąd wiedziałeś o co chcę spytać? - zapytałem - Zdjęli bramę gnoje?
- No widocznie tak - odpowiedział Szybki - Nic nie słyszałem. Dosyć długo byłem przy Drukarskiej. Obserwowałem kilku sztywnych. Nic tam nie było słychać, a z resztą Misiek dawał cynk na radiu, że jest w porządku. Sam JJ słyszałeś, miałeś radio ze sobą.
- No racja ziom! - odpowiedziałem.
- Jak JJ podał na radiu, że Bastion jest odcięty - powiedział Beny - to normalnie aż mi ciary poszły po plecach. Masakra jakaś myślałem. Teraz nie jest tak źle. Gorzej będzie jak ci idioci się nie ruszą.
- No zajebisty klimat jest tu na dachu - powiedział Vi - gorzałka jest, żarcie jest, wejście zablokowane. Tylko trochę niebezpiecznie było na dole.
- Co zrobimy jak już będzie widno? - spytał Szybki - Dawajcie ich podpalimy i wtedy się powinni ruszyć.
- A może rano sami odejdą na spacerki? - spytałem - I nie będziemy musieli nic robić, tylko wyrżniemy tych na dziedzińcu? Misiek jak głowa, boli? - spytałem jeszcze dla polewu.
- Pierdolcie się idę skakać! - krzyknął i poleciał przez dach w stronę Drukarskiej i zaczął schodzić na dół po piorunochronie na dziedziniec obok naszego.
- Pojebało go? - spytałem.
            Chłopaki się zerwali i już szli w jego stronę. Podchodzimy na skraj dachu i patrzymy jak ten złazi na dół. Wołamy do niego żeby wracał i nie świrował jak zjeb. To nie. Ciśnie się dalej. W tej części nie byliśmy jeszcze, bo i po co? Wszystkiego było pod dostatkiem.
Kiedy zlazł na dół nic nie widział. Świeciliśmy mu latarkami, ale to nie pomagało za bardzo. Potknął się nagle o jakieś żelastwo i narobił hałasu. Usłyszeliśmy gwałtowne poruszenie na Zamkowej. Albo go usłyszeli, albo wyczuli.
- O kurwa! - krzyknął Misiek i oprzytomniał. Było już za późno . Coś obok niego strzeliło i przez drzwi wsypali się sztywni, prosto na plac, na którym stał. Próbował wskoczyć na jakieś okno i potem na górę. Nie mógł się wspiąć. Obejrzał się i zniknął pod ziemią. Sztywni zasypali dziedziniec. Było ich pełno.
- Gdzie ten idiota zniknął? - spytał Vi.
- Chyba zszedł do kanału - powiedział Beny.
Pierwszy sztywny wpadł do niego. Misiek nie zdążył zasunąć włazu. Drugi trzeci czwarty… i tak dalej. Po chwili usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk Miśka i echo…
- Szybki dawaj mołotova kurwa! - powiedział Vi. Ten szybko skoczył po najbliższego. Vi go odpalił i rzucił między sztywnych. Buchnął ogień. Zaczął się kolejny raz dziki kwik płonących sztywnych.
- No pojebało go. - stwierdziłem - co za idiota!
- Może mu się udało? - spytał Beny.
- A pójdziesz sprawdzić? - spytałem.
- Teraz nie - odpowiedział - ale jak ruszymy hordę, to będzie trzeba iść poszukać jego spasłego dupska.
- Albo jego ścierwa - dodał Vi.
- Może mu się udało - powiedział Szybki.
- Horda na Zamkowej się ruszyła - powiedziała po chwili Czarna.
            Nic nam to nie dało, bo tylko garstka się oderwała i ruszyła do rynku.
            Miałem dziwne mieszane uczucia co do Miśka. Z jednej strony myślałem, że świruje pawiana w lesie, a z drugiej się prawie posrałem jak zobaczyłem, że sforsowali drzwi.
- Byliście kiedykolwiek w tutejszych kanałach? - spytałem.
- A po kiego grzyba? - spytał Vi.
- No nie wiem dla jaj. Zastanawiam się czy faktycznie jest możliwość wyjścia dla człowieka - powiedziałem - bo jak jest, to będzie błądził, aż w końcu trafi na jakiś właz. A jak nie będzie tak dużego przejścia, to go wpierdolą. Ilu weszło za nim?
- Czterech albo więcej, kurwa mać - powiedział Beny - teraz jest pusto może spróbujemy zejść do niego?
- Nie miał żadnej broni? - spytałem.
- Raczej nie - odpowiedział Beny.
- Co o tym myślicie? - spytałem - Kto idzie?
- Zły pomysł nie możemy ryzykować - powiedziała Czarna - zachował się jak idiota no to teraz musi sobie poradzić jakoś. Powinno być przejście. Kanalarze jakoś tam wchodzą do pracy.
- Misiek zawsze jakieś porypane akcje odwala - powiedział Szybki.
- Nie chce nic mówić, ale z jakimś dziwnym spokojem przyjąłem to wszystko - powiedziałem - jak jakiś żart. Polazł jak małpa i zszedł do kanału. Coś czuję, że nic mu się nie stało i jutro nam pomacha z drugiego dachu.
- No nie wiem - powiedział Beny - pomyśl sobie, że teraz tam jesteś na dole, bez światła i ze sztywnymi i brodzisz w gównie po pas.
Przeszył mnie dreszcz.
- Ja nie idę - powiedziałem - jeden trup albo trzy trupy. Takie jest moje zdanie. Świadomie poszedł bo się wkurwił.
- Co racja to racja - dodał Vi.
- Patrzcie, wchodzą przez bramę nad kanał - powiedziała Czarna - i jeszcze kilku wpadło do środka.
- Jebani - powiedział Vi - zostajemy i czekamy do rana.
            Byliśmy wyczerpani fizycznie i psychicznie. Jeszcze do tego Misiek nam zgotował takie rycie mózgu. Wtedy jeszcze miałem nadzieję, że przeżył. Zapowiadała się kurewsko długa noc. Nikt nie zmrużył oka.