Łączna liczba wyświetleń

sobota, 14 stycznia 2012

6.12.2010 Ostatnie pożegnanie…

6.12.2010 Ostatnie pożegnanie…

            Siedzieliśmy całą noc, chyba nikt nie zmrużył oka. Młody rył mi mózg… wkurzał wszystkich, ale teraz bez niego było pusto. Nikt już nie wyjeżdżał z głupimi tekstami i nie było już kogo uciszać.
            Młody zawsze grał kozaka, ale tego feralnego dnia faktycznie nim był. Chciałbym to widzieć jak rozwala truposzy z uśmiechem na ustach i ginie z okrzykiem: „This is Baaaastion!!!”. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin bardzo cierpiał, chora rzeczywistość go przytłaczała. Nie dziwię mu się, było ciężko i to bardzo, a on jeszcze zaliczał wpadkę za wpadką. Kozackie miał wyjście, wtedy pod Bastionem po benzynę, skurczybyk uratował mi zad…
            Rano:
- Musimy coś zrobić - powiedziałem - nie możemy dać tam gnić Młodemu razem z tym ścierwem.
- Co chcesz zrobić? - spytał Vi - nie damy rady go pochować na cmentarzu, nie dojdziemy tam, a tu nie ma gdzie.
- Wiem, ale możemy przykryć jego ciało i oznaczyć je - odpowiedziałem.
- Kto idzie? - spytał Vi.
Wszyscy się zgłosili. Wyszliśmy tyłem, przez bramę. Czułem w gardle ścisk. Ciężko mi było wracać w to miejsce, widać było po ziomkach, że też są przejęci. Czarna została z mamą w Bastionie. Opatrzyła jej rany i opiekowała się nią. Starsza była bardzo blada i słaba. Straciła dużo krwi. Nic nie mówiła tylko leżała półprzytomna.
Bez problemów dotarliśmy w to miejsce. Co za widok. To była rzeź. Młody położył w tym miejscu ze 20 sztywnych, a całe Podwale było usłane ścierwem. Każdy sztywniak miał dziurę po siekierze w głowie, Młody dobrze celował. Kilku sztywnych leżało w jego nogach. Młody był na plecach, jego siekiera tkwiła w głowie sztywnego, który leżał obok niego, a trzonek siekiery… dalej był w jego ręce. Ostatnim tchem musiał go ubić. Pewnie się nawet nie zasłaniał, tylko raził ich aż do utraty przytomności.
- Jebany - powiedział Beny - wpierdalali go, a ten jeszcze kilku ujebał.
            Straszny to był widok. Ostatnie pożegnanie… ale planowaliśmy tam wrócić po niego w swoim czasie. Przykryliśmy jego ciało pałatką. Kiedy go owijaliśmy, jego dłoń puściła siekierę.
- Myślicie, że dał nam znak? - spytał Misiek.
- Kto przejmie jego broń? - dodał Vi.
- Ja - powiedział Szybki i wyjął siekierę z głowy sztywnego - zrobię z niej dobry użytek i pomszczę Młodego, jebane, sztywne, skurwysyny - dodał mściwie.
- Szybki spokojnie - powiedział Vi - gdzie idziesz?
- Idę po mięso - powiedział, a w oczach miał śmierć.
- Przestań świrować, Młody by nie chciał żebyś wariował po mieście w dzień - powiedziałem.
- Patrzcie na skrzyżowanie! - krzyknął nagle Misiek. Szybki został.
            Na skrzyżowaniu niecodzienny widok. Ktoś przebiegł na pełnym gazie przez nie.
- Sztywni tak nie biegają - powiedziałem - żywy?
            Jak na zawołanie, to co przebiegło zawróciło wolno na środek skrzyżowania i stanęło. Facet, koło trzydziestki, spojrzał na nas.
- Żywy?! - krzyknął do niego Szybki.
            Ruszył prosto na nas, rozpędził się i biegnie.
- Sztywny! - powiedział Beny i wyszedł na niego. Przycelował i położył go na ziemię. Wbił mu szpadel w bok, ale jeszcze wierzgał nogami i rwał się na nas.
- Co to jest? - spytałem - widzieliście jak biegł?
- Dziwny jakiś - powiedział Vi - patrzcie na jego nogi, jakieś takie nabrzmiałe, jak by mu mięso rosło.
- Ubiję ścierwo - powiedział Szybki i skończył go siekierą Młodego i dodał - jeden!
- Wydygałem się jak go zobaczyłem, powiem szczerze - powiedziałem po chwili - dobra panowie, kończymy i spadamy bo za długo to trwa.
- Żegnaj Młody... - powiedział Szybki.
            Nie  było nawet kiedy pomyśleć o poległym, jakoś tak głębiej, bo ciągła spina, że zaraz się zacznie jatka, albo jeszcze coś innego.
Wróciliśmy do siebie i mieliśmy iść na górę napić się po łyku czystej, za naszego kompana…
- Co pani tu robi? - spytał nagle na trzecim piętrze Vi. Wszyscy stanęliśmy - Myślałem, że jest pani bardzo słaba, gdzie Czarna?
Podniosłem głowę, jak zawsze właziłem ociężale na górę bo to kurewsko wysoko i lampiłem się w ziemię.
- Co… - zaczął Vi i skoczył do tyłu, był kilka schodków od niej. Przy tym zepchnął Szybkiego i Benego i ci stoczyli się na półpiętro.
Beny leżał nieprzytomny, uderzył głową w kant i zaćmiło go tak, że się nie ruszał.
- Co do kurwy?! - krzyknąłem. Misiek zaopiekował się Benym i Szybkim - Vi co jest?
- Nie wiem, dziwna jakaś jest - odpowiedział - widzisz jej oczy, puste takie.
- Co pani tu robi? - spytałem.
Brak odpowiedzi.
- Czemu nie gada? - spytałem Viego.
- Nie wiem, kurwa, była ugryziona, myślisz że mogła się przemienić? - dodał Vi.
- Czaaarna!!! - krzyknąłem.
Starsza jak stała tak stała na szczycie piętra i patrzyła na nas, przechylała głowę na prawo i lewo, jak pies… zaczęła dziwnie charczeć.
- Cicho bo obudzicie moją… - zaczęła, ale nie dokończyła - co tu się dzieje?
- Ty mi powiedz, kiedy była ugryziona? - spytał Vi - chyba się przemienia.
- Daj spokój - powiedziała do Viego i zaraz do swojej mamy - wracajmy mamo.
- Odsuń się! - krzyknął Vi - może być chora!
- Co  wy chcecie zrobić? - spytała Czarna.
Starsza obróciła się na Czarną i zaczęła robić małe kroki w jej stronę, a ta jak stała tak stała. Czułem jak krew zaczęła mi napływać do ramion.
- Uważaj na nią! - krzyknął Vi.
Matka się obróciła i zaczęła iść w naszą stronę. Zdurniała...
- JJ! Zbieraj Benego stąd! - krzyknął Vi - Czarna! Ona jest sztywną!
- Nieeee!!! - krzyknęła.
- Muszę - odpowiedział Vi.
            Na dole zacząłem odciągać Benego, zaczął już kontaktować z leksza, ale dalej był niewładny, poszła mu jucha z tyłu głowy. Vi zaczął schodzić wolno, a matka szła na niego. Czarna była tuż za nią i błagała żeby Vi jej nie ubił.
- Nie ma innego wyjścia - powiedział Vi i wziął zamach szpadlem Benego, ale nie uderzył, coś go blokowało. Matka schodziła na niego i już była przy półpiętrze. Czarna złapała ją za ramię i coś krzyknęła, a sztywna ją za rękę i wbiła jej paznokcie, tak że pociekła krew.
- Vi! - krzyknąłem, ale ten stał dalej zamarły i nie bił.
            Nagle odepchnął go na ścianę Szybki i jednym uderzeniem powalił sztywną na schody. Ze skroni zaczęła jej wyciekać krew, na ostatni schodek a potem na kafelki na półpiętrze. Widać było nierówności po tym jak płynęła krew. Podkurczyliśmy nogi Benemu, żeby mu się spodnie nie uwaliły krwią.
Cisza, nikt się nie odzywał przez minutę. Po chwili Vi się złapał za czoło i odetchnął głęboko. Krew była już na następnych schodach. Było słychać jak kapie…
Beny się obudził i zaczął pytać co się stało. Czarna leżała obok swojej mamy i płakała.
            Nie chcę nawet myśleć co by było, gdybyśmy spali, a ta by się przemieniła, bez światła i we śnie, taki nagły atak…
            Vi siadł na schodach, obok strumienia. Krew przestała wypływać…
- Musieliśmy to zrobić - powiedział nagle.
Czarna zerwała się i pobiegła na górę.
- Jak tam Beny? - spytałem go.
- Ale się uderzyłem, w mordę! - odpowiedział - ale chyba jestem cały. Jestem? - dodał.
- Będzie git, chyba już ci przeszło krwawienie - powiedział Misiek - tylko mi spodnie uwaliłeś.
- Wybacz stary - odpowiedział Beny - co to jest?
- Starsza - odrzekł Vi - przemieniła się i nas zaatakowała, musieliśmy ją rozwalić.
            Szybki bardzo głęboko wbił siekierę i jak sztywna padała to nie utrzymał trzonka i go puścił. Podszedł do ciała, jedną nogą przycisnął głowę i wyjął siekierę, Cmoknęło i zazgrzytało o kości czaszki, dreszcz mnie przeszył, i poszło jeszcze trochę krwi. Szybki wytarł ostrze o jej ubranie. Kawałki mózgu i kości czaszki zostały na jej spodniach.
- Dwa! To za Młodego - powiedział - to jej wina.
- Panowie, ogarnijmy tu co? - powiedział Vi i ze zgrozą w oczach spojrzał na Szybkiego, wzdrygnął się.
- Dlaczego się zawahałeś? - spytałem.
- Co? - spytał Vi.
- Dlaczego tyle czekałeś? - dodałem.
- Nie wiem, jakaś blokada, nie mogłem - odpowiedział - dzięki Szybki.
Nic mu nie odpowiedział.
Nie ważne gdzie i jak się pozbyliśmy ciała. Ważniejsze było to co przeoczyliśmy jak przygarnialiśmy nowe.
- Starsza zadrapała młodą - powiedziałem - może też być zagrożeniem.
- Racja, ale ja jej nie zabiję - odrzekł Vi - nie ma mowy. Co wygnamy ją?
            Poszliśmy na górę. Sprawdziliśmy jej rany.
- Byłaś ranna wcześniej? - spytał Beny - czy tylko to co teraz na schodach?
- Tylko na schodach - odpowiedziała.
- Mów prawdę - odpowiedział - wstań.
- Co? - spytał Vi.
- Wstawaj, do kurwy nędzy! - krzyknął Szybki.
- Co chcecie mnie też zabić? - spytała.
- Nie wiem - odpowiedział Vi.
            Beny szybko sprawdził czy nie ma na ciele żadnych ran.
- Twoja mama miała ręce czyste, nie miała tam krwi - zaczął - w sumie to powinniśmy cię już zabić, ale Młody oddał za ciebie życie więc nie możemy, tak po prostu.
- Jestem gotowa, na niczym mi nie zależy już - odpowiedziała.
- Nie - powiedział Vi - zamkniemy cię na obserwację w mieszkaniu niżej i zobaczymy co się stanie.
            Bez zbędnych słów zaprowadziliśmy ją niżej i zamknęliśmy drzwi. Oczywiście  zostawiliśmy żarcie i wodę. Wróciliśmy do nas.
- Rozwalmy ją - powiedział Szybki.
- Ogarnij się - powiedział Vi - pojebało cię? Żywą chcesz zabić? Już zapomniałeś o Młodym?
- Nie trzeba było się pchać po nie - odpowiedział Szybki - na chuj nam to było?
- Sam chciałeś jechać - powiedziałem - nie pierdol teraz, co się stało to się nie odstanie.
- Gówno prawda! - krzyknął.
            Wpadł w furię. Wybiegł z mieszkania, ale nikt za nim nie poszedł. Uznałem, że musi pobyć trochę sam i dobrze mu to zrobi. 
Po kilku godzinach spytałem chłopaków:
- Szybki wrócił?
- Nie - odpowiedział Misiek - chyba nigdzie nie wyszedł co?
- Odbiło mu chyba trochę, chodź idziemy po niego - odpowiedziałem Miśkowi.
            Nigdzie go nie było. Przeczesaliśmy Bastion. Zapomnieliśmy przez to wszystko o wartach i nikt go nie widział.
- Co robimy? - spytałem chłopaków w kuchni.
- Nie wiem - odpowiedział Vi - nie możemy znowu ryzykować. A wy jak myślicie?
- Chodźmy wszyscy na dach i tam poczekamy, co? - Spytał Misiek.
- Chyba tylko to nam zostało… - odpowiedziałem.
            Trochę było stresu, za dużo strat jak na ostatni czas. Najpierw Młody, a potem sieczka na schodach. Tak w ogóle to był to pierwszy sztywny w Bastionie. Do tej pory tylko odbijali się od jego ścian…
            Szybki zaczął jakieś psychiczne odliczanie, jak Krasnolud Tolkiena…
- Ktoś jedzie do nas! - krzyknął kilkanaście minut później Misiek.
            Miał rację. Od ronda, na Krakowską wjechał samochód. Samochód! Cacko, a nie samochód, coś na wzór… wspomniałem stare czasy…
Wracając jednak do meritum… podjechał pod drzwi Bastionu. Wysiadł z niego… Szybki, podszedł do wysuwanych drzwi samochodu i zaczął wyładowywać sprzęt.
- Co tak stoicie - krzyknął - pomóżcie!
            Zbiegliśmy na dół.
- Gdzie byłeś? - spytał Vi.
- Tu i ówdzie - odpowiedział Szybki.
- Odjebało ci? - spytał Beny.
- Trochę, chyba - odpowiedział Szybki - potem pogadamy, zbierajcie to.
            Zaczęło być poważnie. Cały tył był załadowany bronią i amunicją. 6 karabinków wz 89 Onyks, do tego kilka skrzyń amunicji, magazynki, tłumiki, broń krótka - P99. A co lepsze, było tam kilka maczet, różne - zaokrąglone i prostokątne. 2 pistolety sygnalizacyjne, ochraniacze prewencyjnej i inne takie rzeczy.
- Człowiecze! - krzyknąłem w korytarzu - skąd tyś to wziął?!
- Opowiem na górze - odpowiedział - tylko jeszcze furę zamknę!
            Musieliśmy iść na kilka razy żeby to wszystko wnieść. Ciężkie żelastwo! Ale było warto. Upatrzyłem sobie karabin, do tego pas nośny. Do paska w spodniach kabura z P99, z drugiej strony maczeta. Na ramionach pancerz prewencyjnej…
- Kozacko… - powiedział Vi.
            Szybkiemu odbiło, przyznał w kuchni jak już zaczęliśmy go wypytywać. Czyn Młodego, siekiera, którą puścił przy nas i inne wydarzenia spowodowały, że Szybki pękł. Mówił nam, że poszedł na miasto bo chciał zabijać sztywnych za Młodego i chciał przy okazji popełnić samobójstwo po doliczeniu do minimum 50. Mówił, że już nie mógł znieść atmosfery i tego zamknięcia w Bastionie, a potem jeszcze Młody zginął i do tego akcja z matką…
W każdym bądź razie, wyszedł na ulicę i udał się w kierunku posterunku policji na Katowickiej. Nikogo nie spotkał, a koło budynku Zakładu Utylizacji Składek(ZUS) zobaczył otwarty wóz. A że był to niecodzienny samochód to zajrzał do środka. Właściciele leżeli obok niego i byli poobgryzani przez sztywnych. Kluczyki były w stacyjce. Wokół walała się broń i amunicja. Ktoś musiał to wynosić i został przyłapany przez hordę. Szybki zebrał wszystko co było cenne, ale nie mógł wrócić, bo od strony stadionu, na Katowicką wysypała się grupa sztywnych.
- Przeczekałem bydlaków w środku, ma przyciemniane szyby więc obserwowałem z bliska ich zachowanie. Wrócili do resztek tamtych obgryzionych, obwąchali ich. Potem pokręcili się koło auta. Chyba coś czuli, ale że mnie nie widzieli to sobie poszli. Trochę dużo ich było. Wszyscy szli na Jagiellońską, na drugie rondo. Nie było to zwarte stado tylko grupki po kilka sztuk. Dlatego byłem tyle odcięty. Widziałem drugiego sztywnego sprintera…
- Dziwny był ten koło Krótkiej - powiedziałem - tylko jednego widziałeś?
- Ta - odpowiedział Szybki - przetoczyło się obok mnie jakieś 1000 sztywnych i tylko 1 sprinter.
- Dziwnie ich mutuje - powiedział Beny - musimy być bardziej ostrożni następnym razem, mogą mutować jeszcze na inne sposoby.
- Tak, jeszcze tego brakowało - powiedziałem - zombi mutanty. Na szczęście mamy teraz ołów zamiast kompozytu.
- Dziękówa Szybki za powrót i za fanty - powiedział Vi.
- Wybacz za to co powiedziałem wtedy, ale wkurwiłem się - rzekł Szybki.
- Spoko, najważniejsze, że wróciłeś - odpowiedział Vi.

JJ
==

Zdjęcie zrobione Polaroidem Viego, jakiś czas później. Jak z Drużyny "A", świetny wóz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz