Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 1 stycznia 2012

5.12.2010 - Dzień Młodego…

5.12.2010 - Dzień Młodego…

- Musimy obrócić przed 18:00 - powiedział Vi - jak dobrze pójdzie to może jakoś tu ściągniemy blondynę.
- To nie jest blondyna - powiedział Szybki - tylko czarna!
- A spierdalaj - dodał ze śmiechem Vi - dziś idziemy na sklepy i jak się uda to się z nią spotkamy.
- Zacznij myśleć głową, a nie kutaczem bo wdepniesz w jakieś gówno - powiedziałem do Viego.
            Szykowaliśmy wypad do sklepów, obuwniczego i ze szmatami. Uznaliśmy, że najlepszym sposobem na zdobycie łachów będzie szybki wyskok na Krakowską, tam  gdzie wcześniej ci kolesie wywalili szybę.
            To był szybkie i przemyślane zakupy. Kurtki, spodnie, bluzy. Obok, z obuwniczego eleganckie buciki. Każdy sobie sam wybrał. Jakieś rzeczy w zapas ewentualny i heja do Bastionu. Szybki nas ubezpieczał z dachu. Nie chcieliśmy mu brać szmat na siłę, więc zdecydowaliśmy się na drugi wyskok. Także bez żadnych problemów. Było już ciemno, kilku sztywnych kręciło się w naszym pobliżu, ale bez zbędnej brawury minęliśmy ich bezszelestnie i  z latarkami skroiliśmy rzeczy. Tym razem dwie osoby zostały w Bastionie. Zebraliśmy sporą nadwyżkę ubrań. Nigdy nie było wiadomo co będzie następnego dnia.
            O 18:00 usiedliśmy przy radyjku.
- Jak sytuacja i jak plany? - spytał Vi.
- Źle, bardzo gęsto na podwórku, nie wiem czy dam radę dojść do auta - odpowiedziała - ale będę próbowała.
- Wyczekaj aż gdzieś odejdą i wtedy się przebij, bądź tylko cicho - doradził Vi - możemy po ciebie wyjść tylko powiedz którędy będziesz się do nas kierować i weź radio ze sobą.
- Bądźcie na Jagiellońskiej, koło marketu przy kościele, tam się spotkamy, dam wam znak długimi światłami - powiedziała.
- Kiedy? - spytał Vi.
- Do trzech godzin będę - rzekła - do zobaczenia.
-Do zobaczenia - zakończył Vi.
- Zdrowo, ryzykujemy w pizdu! - powiedziałem do Viego - jaki plan?
- Weźmiemy moją kropkę… -zaczął.
- Tak, masz dno w baku, dojedziemy w dwie strony? - wtrąciłem się w słowo.
- Dojedziemy, powinno starczyć na jakieś 15 kilometrów spokojnie - odpowiedział  i dodał - jedziemy w czwórkę, ja i kto jeszcze chętny?
- Ja jadę, muszę cię pilnować żebyś czegoś durnego nie zrobił - powiedziałem.
Zgłosił się jeszcze Młody i Szybki. Reszta chłopaków miała zostać i czekać na nas. Jeden przy bramie - awaryjnie i drugi miał czatować na piętrze w oknie i otworzyć nam drzwi.
            Kropka stała jak zwykle koło słupa informacyjnego na skrzyżowaniu Y. Wpakowaliśmy się cicho do niej i Vi zakręcił silnik. Nie odpalił.
- W mordę, nigdy mnie nie zawiodła… - powiedział.
- Trzeba było światła gasić, dupku - powiedziałem.
Coś stuknęło z tyłu w szybę.
- Kurwa! Sztywny! - krzyknął szeptem Młody.
Sztywniak zaciekawił się bardzo i zbliżył do samochodu.
- Nikt się nie rusza, może sobie pójdzie, a jak nie to go łupniemy - powiedziałem i zamarłem w bezruchu. Szyby zaczęły parować.
Było słychać jak chłopaki oddychają. Cisza. Oparłem głowę o zagłówek i patrzyłem prosto w oczy sztywnego, który po chwili był już pod szybą od pasażera z przodu. Vi spojrzał w lusterko i mówi:
- Kurwa jeszcze kilku idzie, nie damy rady wysiąść.
            Sytuacja trwała kilka minut, grupka, o wiele liczniejsza skierowała się w ulicę Damrota i po prostu sobie poszła, a ten pojedynczy po chwili poszedł za nimi.
- Uff - odetchnął Vi - ostatni raz robimy coś takiego bez zbędnej potrzeby, zaraz mi serce wyskoczy.
- Zakręć to gówno i jedziemy! - powiedział Młody.
- Widziałem kiedyś podobną scenkę w Parku Jurajskim - powiedziałem i Vi zjechał do końca Krakowskiej i przez rondo na Jagiellońską.
W tym rejonie miasta nie byliśmy od tygodnia, ponad. Na parkingu przy markecie z czerwonym szyldem było bardzo dużo samochodów. Stały też suki policyjne, straż i karetki. Wyglądało to jak jakiś punkt ewakuacyjny. Mundurowi zabarykadowali wyjazd. Trochę aut tarasowało jezdnię, ale tylko sporadycznie, wszystko się stłoczyło na parkingach marketów. Spokojnie dojechaliśmy do punktu docelowego i zaczęliśmy nasłuchiwanie w radiu.
            Po godzinie nasłuchiwania odezwał się głos:
- Gdzie jesteście?
- Czekamy w umówionym  miejscu - odpowiedział Vi.
- Zaraz dam wam sygnał - i rozłączyła się.
            Po chwili na polnej drodze błysnęły światła. Przebijała się polną drogą za sklepem. Idealny zjazd z obwodnicy miasta.
            Zatrzymuje się koło nas samochodzik i wysiada z niego dziewczyna o czarnych włosach…
- A więc to ty - powiedziała do Viego kiedy nas zobaczyła.
- Cześć, jestem Vi, a to JJ, Szybki i Młody, a jak do ciebie się zwracać? - spytał Vi.
- Znam cię, kiedyś się spotkaliśmy na imprezie w Opolu, ale mnie pewnie nie pamiętasz bo
byłeś tak zawiany…- powiedziała.
- Noo zdarza się - powiedział z uśmiechem Vi.
- Jestem Kamila, ale możecie mówić mi Czarna. W aucie jest moja mama, jest ranna, potrzebuję jakieś lekarstwa dla niej - powiedziała Kamila - macie coś u siebie?
- Mamy - powiedział Vi, zmieszał się chłopak na wieść o mamie - musimy teraz podjechać kawałek przez miasto. A co się stało mamie?
- Pod domem jeden  z nich ugryzł ją mocno w ramię, traci dużo krwi - powiedziała.
Mama - blada na twarzy,  nic nie mówiła.
            Ruszyliśmy, jednak podróż nie trwała zbyt długo. Na pierwszym, małym  rondzie, musieliśmy zmienić trasę. Od strony dużego ronda szła horda, może ze 100 sztywnych. Nawet kombajnem byśmy nie dali rady się przecisnąć. Vi skręcił koło stacji benzynowej  w Moniuszki.
- Co teraz? - spytał Vi  kiedy dojechaliśmy do blokady na drodze. Na skrzyżowaniu był wypadek kilka samochodów zatarasowało przejazd.
- Wysiadka i z buta - powiedziałem, złapałem łom i wysiadłem.
- Dalej na nogach - powiedział Vi do Czarnej.
Na Moniuszki wsypali się sztywni.
- Muszę zabrać mamę, pomóżcie mi - powiedziała.
- Nie damy rady jej nieść - powiedział Młody - zostawmy ją.
- Nigdy! - krzyknęła.
- Nie ma czasu - powiedział Vi i zaczęliśmy nieść starszą.
- Młody jak daleko są?! - krzyknąłem już w ulicy Paderewskiego, zbliżaliśmy się do starej chaty Benego i Młodego.
- 50 metrów! - odkrzyknął.
            Upadłem razem z Vim i staruszką. Straciła przytomność. Podbiegł do nas Szybki i pomógł nam ją nieść.
Uszliśmy kilkanaście kroków i znowu padliśmy. Sztywni byli coraz bliżej.
- Zostawmy ją bo nie damy rady debile! - krzyknął Młody.
- Damy! - powiedział Vi.
W tym momencie Młody ściął pierwszego sztywnego. Byli coraz bliżej. Skręciliśmy w Podwale, kierowaliśmy się do bramy. Młody znowu ściął sztywnego. Czarna zaczęła lamentować i tylko nam przeszkadzała.
Upadliśmy kolejny raz. Z Vim zaczęliśmy ciągnąć babeczkę po ziemi za łachy, a Szybki doskoczył do Młodego i zaczęli siekać sztywnych.
Zaczęła się rzeźnia, na wysokości ulicy Krótkiej. Słychać tylko było głuche uderzenia. Nie patrzyliśmy nawet ilu ich jest i jak idzie chłopakom. Dowlekliśmy ją już na skraj Zamkowej. Misiek musiał nas dojrzeć i po chwili był koło nas. Na momencie dobił też Beny.
- Gdzie Młody i Szybki?! - krzyknął Misiek.
- Zatrzymali hordę na Podwalu! - odpowiedziałem.
Misiek pobiegł bez słowa ze szpadlem Benego, a ten pomógł nam wciągnąć starszą panią do Bastionu. Czarna jakoś dała radę i też już była na dziedzińcu.
- Idę po nich - powiedziałem i skoczyłem do dziury.
Za mną też ktoś zaczął przechodzić, to był Beny, Vi został na podwórku.
            Wyskoczyliśmy na środek Zamkowej i z Podwala wybiegł Misiek, a za nim Szybki.
- Do dziury kurwa!!! - krzyknął Misiek - Do dziury!!!
Zawróciliśmy i schowaliśmy się do Bastionu. Wchodziłem przedostatni. Stanąłem nad wejściem przy kontenerach i czekałem na Młodego.
-Młody szybciej kurwa!!!- ryknąłem do dziury i po kilku sekundach do reszty - Kurwa mać, Młodego nie ma!
- Zasuń - odpowiedział Szybki.
- Co? Gdzie Młody?- spytałem ponownie.
Misiek z Szybkim odepchnęli mnie  i zasunęli przejście.
- Co jest do kurwy?! - krzyknął Vi - gdzie jest Młody? Mamy mu otworzyć przejście z drugiej strony?
- Nie - powiedział roztrzęsiony Misiek - Młody został, ja pierdolę Młody został.
- Jak to kurwa został, co ty pierdolisz? - powiedziałem do Miśka.
Za bramą było słychać już przechodzących sztywnych. Jęczeli i odbijali się od aut.
- Młody…- powiedział Szybki, i złamał mu się głos.
Vi złapał Szybkiego za szmaty, potrząsnął nim i krzyknął:
- Ogarnij się człowieku kurwa! Co z Młodym?!
Nic nie odpowiedział. Staliśmy tak chwilę. Misiek patrzył w ziemię. Szybki poszedł do środka Bastionu i nic więcej nie powiedział.
-  Ku - rwa - zaczął - nie było was tam. Gdyby nie on to… . Kurwa mać!
- Co ty gadasz? Mów gdzie Młody bo ci przyjebię - powiedziałem już ostro zdenerwowany do Miśka.
Byliśmy dosyć głośno. Brama się zaczęła wybrzuszać. Sztywni coś chyba usłyszeli i zaczęli na nią napierać.
- Musimy ją wzmocnić - powiedziałem i w trójkę dostawiliśmy dodatkowy kontener. Resztę zastawiliśmy jeszcze cegłami i dołożyłem dodatkowy łańcuch na łączenie. Brama nie mogła puścić.
- Dobra jest już git - powiedziałem - a teraz gadaj gdzie poszedł Młody i zbieramy się zaraz po niego. Vi spalimy ich Mołotowami i zrobimy przejście.
- Uspokój się, daj zapalić… - powiedział Misiek.
- Nie ma czasu musimy iść - powiedział Vi.
- Koniec, kurwa, koniec - powiedział Misiek.
Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że…
- Dobiłem do nich na Podwale, siekali jak psychole sztywnych - zaczął nagle Misiek - Cała masa leżała już na ziemi. Ale napierali, było ich w trzy dupy. Szybki miał tylko pręt, Młody siekierę. Kierowali się wolno w stronę Krótkiej, ale było ciemno i nie widzieli, że w ulicy stoi jeszcze kilkunastu sztywnych. Wysypali się na nich. Wtedy dobiegłem i w ostatniej chwili uratowałem Szybkiego… Wszystko trwało kilka chwil. Szybki uderzył jakoś krzywo i wypadł mu pręt z ręki. Spychali nas w róg podwórka, co tam jest. Młody był najbliżej chordy i krzyknął: „Uciekajcie ja ich zatrzymam”. Krzyknąłem do niego, żeby nie pierdolił, bo damy radę wszyscy, a on na to: „Misiek, tym razem nie pierdolę!” powiedział to takim dziwnym głosem, poważnym, znacie go, zawsze kozacko i na śmiesznie, a tym razem to aż mi ciary po plecach poszły. Powiedział coś o jakiejś mamie, chyba tej dziewczyny i popchnął mnie w stronę przesmyku. Skosiłem jeszcze kilku i byliśmy na jezdni. Obejrzałem się i już nie było go widać. Został, kurwa został. Po chwili krzyknął :”Pamiętajcie!” i zaczął krzyczeć wściekle i bluzgać „Chcecie mięsa to mnie żryjcie skurwysyny jebane!”. Po chwili nie było już słychać uderzeń ani krzyków. Zgarnąłem Szybkiego, bo stanął jak sarna na drodze i patrzył jak cisnęli na niego. Nic nie mogliśmy zrobić. - zakończył.
 - Pamiętajcie…- powtórzyłem wolno pod nosem i zdjąłem czapkę z głowy, Vi zrobił to samo.
- Jesteś pewny, że nie wskoczył na jakieś okno albo coś? - spytał Beny - wiesz, że zwinny jak małpa jest.
- Niemożliwe, zginął, nie ma chuja żeby z tego wyszedł. Uratował nas - odpowiedział Misiek nieco spokojniejszy - na momencie nas zepchnęli, ani się obejrzałem, a już przejście się zamykało. Nie mieliśmy szans wszyscy. Jeszcze Szybki upuścił pręt.
- Kurwa mać, może mu się udało i zaraz tu wskoczy przez okno - powiedziałem.
            Nie wskoczył, ani po chwili, ani kilka dni później… Uratował siedem osób, mnie, Viego, Czarną, jej mamę, Miśka, Szybkiego i Benego. Niech spoczywa w pokoju.

R.I.P. Młody…

JJ
=

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz