Łączna liczba wyświetleń

środa, 29 lutego 2012

17.12.2010 …

17.12.2010 …
            Zerwaliśmy się wszyscy i popędziliśmy do środka Bastionu. Nawet Vi. Przestało mu nagle doskwierać oślepienie. Biegliśmy na górę pełni obaw. Przeczuwałem co się stało. Po drodze Beny odbił do mieszkania po apteczkę.
Wbiegliśmy po drabinie na dach i doskoczyliśmy do Czarnej. Leżała na samym końcu, nad samym skrzyżowaniem Y. Kałuża krwi…
            Podłożyliśmy jej coś miękkiego pod głowę.
            Kilka sekund po nas przyleciał Beny i zaczął wyciągać opatrunki. Rozpiął jej kurtkę i podsunął koszulkę do góry. Była już nasiąknięta krwią. Naszym oczom ukazała się dziura wielkości małego palca. Beny zaczął uciskać ranę i zatamował krwawienie. Obróciliśmy ją na bok. Powiedział, że trzeba sprawdzić czy kula przeszła na wylot...
            Dostała feralną kulę pod prawe płuco. To chyba w żołądek.
- Czarna spokojnie - powiedział Beny - to tylko draśnięcie - i spojrzał na nas dużymi oczami i pokręcił przecząco głową.
            W miejscu wylotu kuli była wielka krwawiąca dziura wielkości pięści. Waliła z niej czarna krew. Położyliśmy ją z powrotem. Wtedy uświadomiłem sobie, że to koniec. Vi trzymał ją za jedną rękę. Ja klęczałem za jej głową i przytrzymywałem ją i odgarniałem jej włosy. Szybki klęczał w nogach.
- Już ci uwierzę - powiedziała przez zaciśnięte zęby Czarna - dzięki za uratowanie nas.
- Spokojnie, to nic - powiedział Beny - wyjdziesz z tego.
- Spalcie moje ciało - powiedziała jeszcze - i… - w tym momencie zakrztusiła się krwią, która podchodziła jej do gardła i zaczęła ją ciężko przełykać…
- I? - spytał Beny.
- Znajdźcie ich, będą zabijać niewinnych… - wyrzuciła z siebie ostatnie słowa. Głowa jej poleciała na bok i zamknęła oczy. Beny sprawdził jej puls, podniósł się i zaczął ją reanimować. Uciskał jej klatkę piersiową, ale to nic nie dało, z ust wychodził tylko krew. Po chwili Beny kiwnął głową i siadł obok jej ciała.
            Zapadła cisza. Nikt nic nie mógł z siebie wydusić. Ile się znaliśmy? Raptem dwa tygodnie, a byliśmy już tak zżyci… Czarna ratowała nie jednego z nas z opresji, choćby mnie wtedy koło sklepu, jak wracaliśmy ze strzelnicy. Zawsze była tam gdzie trzeba. Teraz leżała w kałuży krwi a my nie mogliśmy jej pomóc.
- Zajebię - powiedział Vi mściwym tonem.
Szybki położył się na plecy i ukrył twarz w dłoniach. Rozmasowywał ją sobie dłońmi. Vi był strasznie wkurwiony, trząsł się cały z nerwów. Beny siedział po turecku obok ciała i podpierał sobie czoło ręką. A ja dalej trzymałem jej głowę i nie mogłem puścić. Po kilku minutach wstałem i podniosłem jej broń z ziemi i sprawdziłem czy jest zabezpieczona. Wszystko było w porządku. Kilkanaście metrów pod nami stała wielka horda. Sztywni wrócili, Miska nie było, a Czarna zginęła.
- Mówiła, że Mała Mi do niej machała tak? Czy się przesłyszałem? - spytał już kilkanaście minut później Vi.
- Też to słyszałem - powiedziałem - Panowie co robimy?
- Nie wiem, kurwa nie wiem - powiedział Beny - Pierdolmy to wszystko. Mam dosyć tego świata.
- Musimy ją skremować - powiedział Szybki - To było jej ostatnie życzenie. A potem znajdziemy gang i ich rozpierdolimy.
- JJ - powiedział Vi - Ile ścierwa pod Bastionem?
- Tyle co po wczorajszym ataku - powiedziałem - Stanęli i stoją.
- Kto idzie ze mną po benzynę? - spytał nagle Vi.
- Po co? - spytałem.
- Spalimy tych skurwysynów - odpowiedział - Nie będę się żegnał z Czarną jak te gnoje będą się dobijać do bramy.
- Ustalmy realny plan panowie - powiedziałem - bo zeświruje. Kurwa nie mogę.
- Podpalimy bydlaków, potem pożegnamy Czarną. Później zastanowimy się gdzie jest Misiek. Znajdziemy go i odpoczniemy. Potem znajdziemy gang i go rozpierdolimy, a ich ścierwem nakarmimy tych skurwysynów. Taki jest plan.
            Chłopaki się zebrali i poszli bo koktajle. Ustawiliśmy kilkanaście na dachu. Sztywni wypełnili całą Krakowską i Zamkową. Przygotowaliśmy sobie chusty, żeby się nie porzygać ze smrodu.
- Za Czarną - powiedział Vi i odpalił szmatę. Rzucił swój koktajl. Zrobiliśmy to samo w kilku miejscach jednocześnie. Wziąłem drugą butelkę i rzuciłem w miejsce gdzie przeczuwałem, że pójdą migrujący sztywni. Zrobiło się piekło. Rzuciłem swoje dwa, Vi miał chyba cztery, Beny jednego. Potem Szybki kolejno rzucał następne mołotovy, zależnie gdzie potrzeba było ognia.
            Tego dnia smród palącego się ścierwa nie przeszkadzał mi tak bardzo. Ciało Czarnej zawinęliśmy w białe prześcieradło. Był spory problem, żeby jej ciało znieść na dół. Po drabinie było ciężko. Staraliśmy się to robić z należytym honorem.
- Gdzie to zrobimy? - spytałem.
- Może pojedziemy za miasto? Tam gdzie się spotkaliśmy? - spytał Vi.
            Pojechaliśmy z jej ciałem za miasto. Ustawiliśmy pnie i napakowaliśmy tam jakichś badyli. Całość nasączyliśmy solidnie benzyną, żeby nie gasł ogień.
            Minuta ciszy… było słychać łkanie. Nie patrzyłem kto płakał, komu leciały łzy bo sam czułem gruszkę w gardle. Vi po chwili podłożył ogień. Zaczął wiać przyjemny wiatr. Wszystko było skończone dla Czarnej, w tej chwili. Dla nas dopiero zaczynało się piekło, walka z ludźmi…
=
            Czarna zginęła z rąk żywych ludzi. Udało jej się przetrwać atak zombi tylko po to, żeby zginąć z rąk żywych ludzi! LUDZI!!! Czy to ma sens? Ludzie to gówno. Nawet nie wiem jak miała na nazwisko… ale wiem, że była członkiem naszej ekipy i nikt, kto wejdzie do nas z zewnątrz nie dostanie więcej takiego zaufania. 

R.I.P. Czarna     ?- 17.12.2010
=
JJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz