Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 26 lutego 2012

17.12.2010 Głucha pustka…

17.12.2010 Głucha pustka…

            Wydarzenia tego wieczoru były… co tu dużo mówić, ujmujące i przerażające. Myślałem wtedy, że jak tylko dorwiemy Małą Mi i jej przydupasów, to nie obejdzie się bez rzezi i to wyrafinowanej rzezi. Podwieszanie na haku, karmienie sztywnych żywą Małą Mi… to mi się nawet śniło raz.
            Zostałem w Bastionie sam z Czarną. Beny i Szybki zeszli pod ziemię około 14 chyba. Czatowaliśmy cały czas na dachu. Ciągły nasłuch. Co jakiś czas wywoływaliśmy naszych na radiu. Nikt się nie odzywał. Przerąbane jest to czekanie. Ciągły stres. Cały rynsztunek miałem naszykowany. W razie czego byłem gotów na zejście pod ziemię, albo na uderzenie z ziemi, gdziekolwiek, tylko potrzebowałem jedno hasło. Nikt nie potrzebował pomocy, to znaczy nie wołał o nią, bo nie było kontaktu.
            Koło 15:30 Czarna mówi:
- Patrz na tego sztywnego, skrada się?
- Kurna nie wiem, dziwny jakiś - powiedziałem - Co do… Homer! - krzyknąłem - Ubezpieczaj go, a ja mu zrobię przejście w bramie.
            Kilka minut później Homer wtaszczył się pod bramę i zaległ pod ścianą na dziedzińcu. Cały był wyświniony szlamem nie gównem.
- Mów kurwa! - krzyknąłem do niego.
- Wody! - krzyknął do mnie Homer cały zziębnięty.
- Mam tylko tyle - powiedziałem i podałem mu butelkę, którą naszykowałem sobie na zejście pod ziemię - Chodź do środka, napalę w piecu, musisz się rozgrzać. Masz tu, jeszcze łyknij sobie trochę czystej, rozgrzeje cię.
Homer zrobił solidny łyk i zakrztusił się gorzałą.
- Czarna zostaniesz na warcie? - spytałem przez radio.
- Tak, spoko, tylko daj mi cynk, jak już coś z niego wydębisz - powiedziała.
- Nie ma sprawy, muszę go rozgrzać, ledwie zipie - odpowiedziałem i pomogłem mu wejść do mieszkania. Szybko rozpaliłem piec. Zrobiło się ciepło.
- Co z Vim? - spytałem po kilku minutach, czułem stres jak przed egzaminem.
- Nie wiem, kurwa nie wiem - powiedział roztrzęsiony Homer - W ostatniej chwili zasunąłem właz jak z tobą gadałem, wtedy koło Biedy. Mało brakło.
- Gdzie się rozdzieliliście? - spytałem.
- Gdzieś koło targu - odpowiedział - Nigdzie śladów Miśka nie było.
- Kurwa mać - powiedziałem.
- Też tak myślę - odpowiedział - co robimy? Gdzieś koło nocnej Żaby wpadłem po szyję w szlam. Myślałem już, że utonę. A potem, jak mnie ścignęli koło stacji benzynowej, to straciłem radio. Zdeptałem je. Piekło, kurwa piekło.
- W jakim kierunku szedł Vi? - spytałem - Mogę już iść po niego.
- Nie wiem dokładnie, mówił o osiedlach i szkole nr 3. Ale w tym sajgonie trudno się połapać - powiedział - Gdzie Szybki i Beny?
- Zeszli na dół, z Bastionu - powiedziałem.
- CO!? - krzyknął -KIEDY?!
- Półtorej godziny temu - odpowiedziałem - Co jest?
- Kurwa! - krzyknął - Sztywni się zmienili na dole.
- Jak to zmienili? O czym ty gadasz? - spytałem zdziwiony.
- Grałeś w Left for Dead? - spytał Homer.
Kiwnąłem głową, że tak.
- Kojarzysz tego grubasa co bełtał? - spytał - Oni chłepatlii wodę z gównem tam na dole, chyba nie toną. Kurwa ich ciała się porozciągały, wypełnili się wodą, jak worki! Są potężni. Strzelaliśmy do nich z automatów. Z bebechów szła im woda, nie dało się ich zabić. Poruszali się bardzo wolno, ale tylko strzał w łeb... Zaskoczyli nas z obu stron jednocześnie. W ostatniej chwili z jednej strony rozkurwiliśmy mu głowę i padł. Uciekliśmy.
- Słyszałem jak Vi krzyczał przez radio - powiedziałem - To chyba wtedy było.
- Myślałem, że się zesram w gacie ze strachu - powiedział - Vi mnie popchnął i poleciałem przed siebie. Gdyby nie on, to ten spaślak by mnie ogryzł. Potem za każdym rogiem bałem się, że zobaczę kolejnego. Sztywni rozeszli się po kanale. Beny z Szybkim strzelali?
- Tak - odpowiedziałem.
- Musieli też na nich trafić - dodał Homer - Dalej już ich nie ma wcale. Tylko tu z początku. Muszę poćwiczyć zmianę magazynków. Jeden mi upadł na ziemię pod Bastionem… - dodał i zaczął płakać. Położyłem mu rękę na ramieniu i podałem info Czarnej. Mówiła, że jest nieco bardziej wzmożony ruch na Zamkowej, ale spokojnie jest. Czekaliśmy dalej na kontakt.
- Gdzie wyszedłeś na powierzchnię? - spytałem.
- Koło PKS-u. 20 minut nic nie widziałem. Tak palił mnie w oczy dzień. Potem gazem i po krzakach, między budynkami i jakoś tu dotarłem. Masa sztywnych na mieście. Po kilka sztuk. Nie było stad. Udało mi się przejść nie zauważonym, ale ciężko było - powiedział i po chwili dodał - Ja pierdolę, te grubasy na dole… nie wiem jak to określić. Takich mord jeszcze nie widziałem, rozciągnięta skóra… Nie było krwi czaisz? Nie było!
- Spokojnie ziom - powiedziałem - Beny z Szybkim za wszelką cenę mają się nie rozdzielać. Niedługo wszyscy wrócą.
- Oby - powiedział - Stary obawiam się, że powinniśmy tam zejść.
- Nie wiem sam -dodałem - Szybki z Benym mieli zaznaczać drogę kredą. Może pójdziemy ich śladem?
- Dawaj, musimy ich stamtąd wyciągnąć - odpowiedział Homer.
Zacząłem zbierać sprzęt. Homer powiedział, że przyda się nam jeszcze woda, bo na dole się strasznie męczy i jeszcze lżejsze ubranie.
- Dobra jestem gotowy, a ty nie potrzebujesz jeszcze trochę amunicji? - spytałem.
- Mam dwa magazynki jeszcze - odpowiedział - Dawaj szybko na dół bo szkoda czasu.
            Po kilku minutach ściągaliśmy pokrywę.
            Na dole czuć było ostry zapach krwi, mięsa i prochu strzelniczego. Niesamowity smród. Błota nie było czuć. W ogóle to myślałem, że będzie pełno gówna, ale już chyba od dłuższego czasu cały ten syf się spłukał z wodą z opadów.
- Stój! - powiedział nagle Homer - Tu są znaki. Ostrożnie za każdym rogiem. Idę pierwszy.
- Spoko - powiedziałem - Chyba poszli w kierunku ronda i gdzieś dalej pod Biedę.
            Ruszyliśmy wolnym krokiem pomiędzy ciałami sztywnych. Nie było nic przed nami. Jakieś 30 minut później był koniec śladów.
- Nie ma śladów Homer - powiedziałem gdzie oni mogą być.
- Nie wiem, pójdźmy kawałek w tę i w tę stronę - powiedział na krzyżówce.
            Ruszyliśmy w prawo. Nic. Na końcu korytarza nie było żadnych znaków. Zaczęliśmy się cofać do skrzyżowania.
- Stój bo strzelam kurwa! - krzyknął głos i poszło echo po kanale.
Szybko schowaliśmy się za zakrętem.
- JJ i Homer! - krzyknąłem
- Beny! - odkrzyknął głos.
            Chłopaki doskoczyli do nas.
- Szybki, kryj tamten róg - powiedział Beny - Homer widziałeś to?
- Mówisz o spaślaku? - spytał Homer.
- Tak - odpowiedział Beny - Naszatkowaliśmy jednego. Woda z nich schodzi jak dostaną, ale ciężej ich zabić. Masakra jakaś. Puchną jak gąbki. Vi wrócił?
- Nie, jeszcze nie - odpowiedział Homer.
- Wracamy do Bastionu? - spytał Beny.
- Spadajmy stąd - powiedziałem - Będziemy czatować na resztę na dziedzińcu i w razie czego awaryjnie zejdziemy następny raz.
- Idziemy - powiedział Beny i ruszył w drogę powrotną.
            Gdzieś bardzo blisko Bastionu na skrzyżowaniu Beny nagle się zatrzymał i dał nam znać, że mamy zamknąć mordy. Zatrzymaliśmy się pełni koncentracji. Beny szeptem powiedział, że za rogiem stoi odwrócony do nas plecami spaślak, że mamy go minąć. Przeszedł bezgłośnie, za nim Homer, ja i Szybki. Właz był bardzo blisko.
Beny doskoczył do drabinki i zaczął ładować się na górę. Homer osłaniał jedną stronę, Szybki drugą, a ja już zacząłem się gramolić na górę.
Nagle pode mną popłoch.
- Idzie!!! Kurwa idzie!!! - krzyknął Szybki i wystrzelił kilka razy. Przyspieszyłem i już wskoczyłem na dziedziniec. Schyliłem się i podałem rękę Szybkiemu.
- Homer! - krzyknąłem i zobaczyłem pod sobą łeb spaślaka… takiej mordy jeszcze nie widziałem nigdy w życiu. Homer nie zdążył wejść na drabinę i chyba się wycofał. Sztywny był zbyt duży, żeby wejść na górę do nas. Spojrzał na nas i ruszył za Homerem.
Padło kilka strzałów.
- Schodzę! - krzyknąłem do chłopaków i wskoczyłem do środka. Wycelowałem karabin w kierunku, w którym poszedł spaślak. Zrobiłem kilka kroków i już za mną wylądował Beny.
- Trzymam ci dupę! - krzyknął i ruszyliśmy za sztywnym.
Znowu padło kilka strzałów. Homer walił do niego. Bałem się bardzo, żebym ja czasem nie trafił Homera, a Homer nas.
- HOMER!!! - ryknąłem.
- UPUŚCIŁEM MAGAZYNEK!!! - odkrzyknął.
- UCIEKAJ MY GO ROZWALIMY, MASZ TRZY SEKUNDY!!! - odpowiedziałem mu i przełączyłem selektor ognia na automat. Z tyłu usłyszałem kliknięcie i Beny już stał koło mnie.
- JUŻ!!! - krzyknął Homer.
Nie minęły może nawet te trzy sekundy i z palcem na spuście wyskoczyłem na ścieżkę w kanale. Przed nami ukazała się monstrualna postać sztywnego wypełnionego wodą.
- JJ walimy!!! - krzyknął Beny i przerażająca postać zatrzymała się.
Poszła seria, za nią druga. Wywaliłem w jego plecy cały magazynek, a ten bydlak dalej stał. Z ran poszła gęsta woda zmieszana z błotem i krwią. Był od nas jakieś pięć metrów.
- Zgubiłem magazynek! - krzyknął Beny, nieco nas ogłuszyło.
Wyjąłem z kieszeni jeden i podałem mu. Sztywny w tym czasie zaczął się obracać. Szło mu wolno, bo było ciasno. Beny w pośpiechu podpiął mag i przeładował zamek. Ja zrobiłem to samo i znowu poszła seria. Głowa sztywnego eksplodowała i zbryzgała czerwonym szlamem ściany wokół. Uderzył nas przerażający smród wnętrza sztywnego zmieszany ze smrodem wnętrza kanału. Zemdliło mnie. Słabo słyszałem.
- HOMER!!! - krzyknął Beny i ruszył deptając ścierwo - Co z tobą!?
- Kurwa nie mam światła, zajebałem się w łeb po omacku! - odkrzyknął.
- Idziemy po ciebie! - krzyknął Beny i kolejny raz ruszyliśmy po niego.
            Siedział pod ścianą w szlamie i trzymał się za głowę. Mocno się uderzył i zamroczyło go nieco. Zaczęliśmy go zbierać z ziemi.
Ktoś nagle zaświecił na nas latarką.
- Kto tu jest? - spytał Beny bo nie widzieliśmy przybysza. Serce pizdnęło mi ostro. Szok…
- Szybki! - krzyknął nasz ziomek i pomógł nam eskortować rannego do włazu.
Beny wszedł pierwszy i wciągnął Homera na górę, potem ja i Szybki bardzo zwinnie i szybko doskoczył do nas.
Zasunęliśmy pokrywę i potem przycisnęliśmy ją jakimś worem z gruzem.
Padliśmy na dziedzińcu obok kanału. Cali zesrani i spompowani. Adrenalina uderzyła do głów.
- Jak akcja, ja pierdolę - powiedział Beny - widziałeś tego mutanta?
-Kolos - powiedziałem - cztery magazynki na jednego.
- Za nisko celowałeś dupo - powiedział z uśmiechem Beny i siadło sobie na ziemi.
- Palą mnie oczy - dodał Szybki.
- Nie ma dalej Viego - powiedział Homer - Zupełnie nie wiem gdzie może być.
- Jesteście tam na dole? - spytała Czarna przez radio.
- Jesteśmy - odpowiedziałem.
- To przestańcie się tam tak głośno kołatać w dupę, bo nadchodzi horda - powiedziała.
- Ilu? - spytałem.
- Tylu co wczoraj - odpowiedziała - Było głośno jak strzelaliście.
- Wzmocnimy barykadę - powiedziałem i zacząłem dorzucać worki z piachem i gruzem na kontenery.
            Sztywni doszli do naszej bramy. Bardzo dziwnie się zachowywali. Jakby pamiętali, że tu jest miejsce, w którym wczoraj byli.
- Dziedziniec obok pełny chodzącego ścierwa - powiedziała przez radio Czarna.
- Dzięki - odpowiedziałem i w tym momencie brama wjazdowa ostro zaczęła się wybrzuszać, a kontenery drgnęły znacząco.
-Kurwa mać! - krzyknął Beny - Więcej worów!
            Byliśmy przygotowani na taką ewentualność i mieliśmy dużo dociążenia w razie napierania przez sztywnych na bramę i gruz z piachem wpakowaliśmy do worków. Teraz wszystko dorzucaliśmy na kontenery i wzmacnialiśmy obronę.
Wszystko przestało drgać, mimo że sztywni dalej napierali. Dociążenie zadziałało. Byliśmy już nieco spokojniejsi.
            Cofnęliśmy się na środek dziedzińca. Byliśmy zasapani tym wysiłkiem, najpierw na dole, potem na górze. Homer siadł sobie na worze, który dociskał pokrywę od kanału. Wyciągnął z kieszeni paczkę fajek i włożył do niej palce, żeby wyciągnąć malboraska, ale była cała mokra. Rzucił ją na ziemię zdenerwowany. Wyjąłem swoją paczkę i dałem chłopakom po jednym. Zapaliliśmy.
- O ja - powiedziałem - kawał dobrej roboty. Znaleźliśmy się prawie wszyscy, Bastion oczyszczony, brama wzmocniona…
- No tylko Vi i Misiek nie wiadomo gdzie - powiedział Homer.
- Chyba musimy poczekać troszkę, na jakiś kontakt - powiedziałem - Co myślicie o tym?
- Mogli jeszcze jacyś spaślacy i inni zostać na dole czy wszystkich wykosiliśmy? - spytał Szybki.
- Nie wiem - powiedział Beny - Raz już byłem pewien, że jest czysto, a z rogiem mało co, a zesrałbym się pod siebie ze strachu.
- Nie ma to jak brodzić między ciałami po ciemnym kanale - powiedziałem.
- Nikt z was nie widział śladów Miśka? - spytał Szybki.
- Przyglądałem się każdemu ścierwu tam na dole - nie ma takiej opcji - powiedział Homer.
- Też tak uważam - dodałem.
- Skurczybyk chyba uszedł - powiedział Beny - tylko gdzie teraz się zaszył.
- Idziemy na górę co? - spytałem i tam pokminimy co dalej robimy.
            Chłopaki zaczęli się zbierać, bardzo ociężale bo byliśmy zmęczeni okrutnie.
Nagle BUM BUM!!! W pokrywę kanału od spodu. Homer odskoczył i przewrócił się. Odruchowo z Benym złapaliśmy za broń i wycelowaliśmy we właz.
Staliśmy tak kilka sekund.
- Sztywni? - spytał Szybki.
BUM BUM!!! Powtórzyło się uderzenie.
- Co robimy? - spytał Szybki.
- Weź łom - powiedziałem do Szybkiego - podniesiesz pokrywę, a my walimy cokolwiek tam jest na dole.
- Dawajcie! - krzyknął Szybki jak już wsadził zakręconą część łomu do oczka włazu - na trzy… raz, dwa, trzy!!! - krzyknął na koniec.
Szarpnął mocno pokrywę i poleciał z nią do tyłu. Przycisnąłem karabin do ramienia i już miałem strzelać, kiedy nagle Beny, podbił mi ręką lufę do góry i strzeliłem w szybę naprzeciwko mnie.
- Bierz go! - krzyknął Beny do chłopaków i wciągnęli umorusane ciało na dziedziniec i szybko zasunęli właz.
- Kto to jest?! - krzyczał Homer.
- Polej go wodą - powiedział Beny i obmył kanalarzowi twarz.
To był Vi. Cały wyświniony i wyczerpany. U skraju wytrzymałości. Nad ranem zszedł do kanału. Która mogła być? Jakoś maksymalnie kolo 5 rano. Nie pamiętam już dokładnie, zaczynało się rozjaśniać. Może nieco później było. Spędził tam jakieś dwanaście godzin. Był bez niczego. Bez żadnej broni. Stracił wszystko, zaczynając od Onyksa, a kończąc na radiu.
- Kurwa nie widzę - powiedział Vi półprzytomny.
- Jesteś już w Bastionie bracie! - powiedziałem do niego.
- Wody - odpowiedział Vi.
Któryś z chłopaków podał mu butelkę do ręki. Kiedy Vi ją podnosił do ust wypadła mu i potoczyła się po dziedzińcu. Homer ją podniósł i pomógł mu się napić.
- Gonili mnie pod ziemią - powiedział Vi z zamkniętymi oczami - kurwa ledwo im uciekłem. Mieli nie widzieć w nocy. Kurwa zmutowali tam na dole niektórzy.
- Widzieliśmy - powiedział Homer - wszyscy dziś byli na dole.
- Ta - powiedział umęczony Vi - wszyscy? Macie Miśka?
- Niestety nie - odpowiedział mu Homer - Przeczesaliśmy chyba całe kanały Kluczborka.
- Nie jestem pewien - powiedział zmęczony Vi - jak mnie gonili nie mogłem się przyjrzeć jednemu ciału… to mógł być Misiek. Nie wiem, nie mam pewności… Widziałem jakieś znaki w kanale, tutaj w okolicy. Dzięki nim udało mi się wrócić. To wasza robota? - powiedział Vi
- Tak, ja z Szybkim oznaczyliśmy sobie tyły - powiedział Beny.
- Dziękówa panowie - odpowiedział Vi - Ostatnie metry szedłem już bez latarki bo mi się chyba zepsuła to ją wywaliłem i trafiłem na ten właz przypadkowo. Już miałem się poddać.
- Dobrze, ze byliśmy na dole - powiedział Homer.
- Kto wypłoszył sztywnych? - spytał Vi.
- Sami odeszli jak się zrobiło jasno - powiedział Szybki - ale jak strzelaliśmy teraz niedawno w kanale to do huku się zeszli z powrotem i ostro napierali na bramę, ale ją wzmocniliśmy i teraz już działa wszystko jak dawniej.
- No to zajebiście - powiedział Vi i zaczął wolno otwierać oczy, ale paliły go bardzo i wolał mieć zamknięte.
- Jesteście tam na dole? - spytała Czarna przez radio - Mamy problem.
- Co jest? - spytałem.
- Na Opolskiej zatrzymało się czarne BMW, kolesie mają broń. - zaczęła relacjonować Czarna - Wysiadają z auta. Sztywni z Krakowskiej ich zobaczyli i ruszyli na nich. Nie odjeżdżają. Czekają na coś. Kurwa, jest z nimi ta szmata Mała Mi… Chyba macha do mnie! Kurwa koleś ma mnie na celo… - Czarna urwała w połowie zdania.
W tym momencie padł pojedynczy strzał…

1 komentarz:

  1. Szacowna akcja już nie mogę się doczekać na dalszy ciąg !!

    OdpowiedzUsuń