Łączna liczba wyświetleń

środa, 22 lutego 2012

Noc16/17.12.2010 „Zwyczajny dzień” ciąg dalszy…

Noc 16/17.12.2010 „Zwyczajny dzień” ciąg dalszy…

- Tu JJ, tu JJ - powtórzyłem po chwili - Bastion odcięty.
- Tu Vi, tu Vi - odpowiedział dół - powtórz bo chyba nie zrozumiałem.
- Wszystkie zejścia odcięte, a kurwa chodź i zobacz sam - odpowiedziałem i wyłączyłem radio.
            Po chwili cała ekipa Bastionu zebrała się na dachu. Chłopaki podziwiali widok, który w rzeczywistości wróżył nam najgorsze. Byliśmy w ciemnym zadku.
- To co zaczynamy przenosić sprzęt tutaj? - spytał po chwili Beny.
- No dawajcie, przeczekamy, w końcu ktoś ich wypłoszy - dodał Misiek.
- Na pewno w końcu odejdą - powiedziałem - ale nie wiadomo kiedy.
- I dziedziniec właśnie się zapełnił - dodała Czarna.
            Wyjrzeliśmy na dziedziniec. Wepchało się do niego sztywnych po same brzegi. Brak bramy dał się we znaki.
- A jak by tak podpalić w kilku miejscach hordę? - spytał Vi - powinni się rozejść wtedy.
- A jak któryś się obejrzy i da cynk reszcie, że jesteśmy na górze i tu zostaną na dłużej? - spytałem - w ogóle to czemu ci idioci nie patrzą w górę?
- Bo są idiotami - odpowiedział Szybki.
- Homer jakieś pomysły? - spytała Czarna.
- Mam jeden - odpowiedział - rzućmy radio temu facetowi, który stoi na dachu obok.
            Oglądamy się w stronę Damrota i faktycznie na dachu stoi gość. Nic się nie odzywał i tylko pokazał nam, żeby być cicho. Po chwili na dachu obok pojawiło się sporo żywych ludzi. Na Opolskiej - koło ronda też zobaczyliśmy kilkanaście osób. Wszyscy obserwowali rejon Bastionu, który był okupowany. Niebo było bez chmur i księżyc ostro świecił. Była dobra widoczność. W rejonie rynku była widać dym z kominów. Paliło się w piecach.
- Patrzcie, nad Żabą też są żywi - powiedział Misiek - jak uciekaliśmy z Szybkim wtedy tyłem to wołali na nas, że mamy stamtąd wypierdzielać.
- To co damy radyjko gostkowi? - spytał Vi.
            Vi rzucił mu radio.
- Panowie i panie od fajerwerków? - spytał gość.
- Siema sąsiad, tak to my, musieliśmy się ratować - powiedział do niego Vi.
- Jaki plan teraz? - spytał.
- Nie wiem - odpowiedział Vi - czekamy. Ilu masz ludzi?
- Jest nas kilkanaście osób. Niezły ambaras żeście narobili - odpowiedział typ.
- Zaatakowano nas - powiedziałem do niego przez radio - jakaś banda gnojków od was z budynku.
- Nie byli od nas - odpowiedział - wczoraj przyszli. Nie ufaliśmy im. Kogo straciliście?
- Nikogo, tylko generator prądu - odpowiedział Vi.
- To wy? - spytał.
- Jak to my, że co niby? - odpowiedział na pytanie Vi.
- Krąży gang po Kluczborku - zaczął - zbierają wszystko cenne, co się tylko da. Wszystkie generatory poznikały, a oni chcą mieć prąd. Skąd go wytrzasnęliście? Ukrywamy się przed nimi.
- Nie ważne skąd - odpowiedział Vi - a o co chodziło z nami?
- Widzę, że macie broń i wyglądacie tak jak was ludzie opisują - powiedział.
- Co ty pieprzysz jacy ludzie? - spytał Vi.
- Ludzie mówią, że jest w mieście ekipa, która działa na równi z nimi, cholera to wy! - powiedział.
- My nie działamy - odpowiedział do niego Vi i od razu do nas - kurwa o chuj mu chodzi, tylko sklepy obrabiamy. A generator dostaliśmy.
- Nie wiem - powiedział Beny - podpytajmy go jeszcze.
- A coś więcej możesz powiedzieć? -spytał Vi sąsiada.
- To to chyba nie wy jednak - odpowiedział i się speszył - chodzi o gości co mówią na nich jakoś Boston, Bestie czy Beton jakoś tak.
- Może Bastion? - spytał Vi.
- No dokładnie tak! - odkrzyknął - plądrują sklepy i zgarniają wszystko sprzed nosa gangu. Mają ostrą broń, miecze, granaty, samochody. Wszystko, benzynę i słyszałem, że ponoć chcą wykosić wszystkich zombi w mieście, żeby ulice były czyste i spokojne. Mówili też, że rozstrzelali gdzieś kilku ludzi bo się stawiali.
- A to ci, jak spotkaliśmy ekipę parę dni temu na wylocie na Byczynę - zaczął wkręcać go Vi - to mówili o nich. Ale mają melinę gdzieś na osiedlu malarzy.
- Możliwe, ale pasujecie do ich opisu, ale skoro mówisz, że nie to spoko - odpowiedział sąsiad dziwnym tonem, chyba podejrzewał, że go wkręcamy.
- Zdjąć go? - spytała Viego Czarna.
- Co?!- spytał zdziwiony Vi.
- Będzie frajer ploty siał o nas i jeszcze kogoś tu ściągnie na nas, pedał jeden - odpowiedziała.
- Te sąsiad - powiedział po chwili Vi - oddawaj radio bo nam potrzebne jest.
            Nie chciał oddać, ale po wycelowaniu do niego z broni odrzucił zabawkę. Głupi dupek. Z drugiej strony zaciekawiliśmy się tym, że ludzie gadają jakieś ploty o Bastionie, kiedy my nawet nie mieliśmy za bardzo z nikim kontaktu. Doszliśmy do wniosku, że więcej ludzi przetrwało niż nam się wydawało. Teraz dopiero zrozumiałem jak zasadne było wystawianie wart. W każdej chwili mogli nam wbić do środka i zrobić rzeź.
            Ciekawą kwestią jest to, że nie wszyscy, wraz z upadkiem cywilizacji w tym rejonie, przestali być ludźmi. Ale co będzie jak braknie żarcia w mieście, wody i benzyny? Rozwaliliśmy już to i owo i myślę, że będziemy strzelać, w ostateczności, także do żywych jeśli zajdzie taka potrzeba. Do tej pory nikomu nie odbiło z powodu posiadania ostrych giwer. Dziwne, myślałem, że jak idioci będziemy walić do wszystkiego co się rusza.
            Nikt nie chciał nocować w środku Bastionu. Dziedziniec pełny. Gdyby tak sforsowali przejście to osobiście nie dałbym rady wejść na dach inną drogą niż po schodach i drabinie. Przenieśliśmy trochę maneli z chaty na górę, żeby nam było ciepło i siedzieliśmy tak koło komina całą ekipą i grzaliśmy się wzajemnie. Od czasu do czasu malborasek i mały łyczek na rozgrzanie gorzałki.
            Byliśmy odcięci, ale w miarę bezpieczni. O ironio!!! Tysiące sztywnych pod Bastionem, a my mamy piknik na dachu… No przecież bez drabiny nie wejdą do nas, nawet z klatki schodowej. Gdyby wypełnili ją, to co… usypią z siebie górkę? Co oni mrówki? Byliśmy dziwnie, szalenie spokojni. Pompa z walki i barykady zeszła i po prostu sobie siedzieliśmy tam na dachu i gadaliśmy. Sąsiad się schował.
- Tak się zastanawiam - zaczął Vi przy kominie owiązany kocem - o co w ogóle chodzi w tym całym burdelu?
- Co masz na myśli? - spytałem.
- No na przykład - zaczął dociekania Vi - po co sztywni żrą mięso ludzkie? Czemu niektórzy warczą, piskają jak się palą? Czemu mutują? Sprinterzy osobiście mnie przerażają… I co się stanie jak zetnie zima… zamarzną? Jak będzie minus 20 stopni, to co, w samych koszulkach niektórzy chodzą. Nie mają szans. Musi ich ściąć i co potem, się obudzą czy jak? O i czy mają jakąś hierarchię stadną? Często gdzieś idą, nie wiemy gdzie ani za czym. A Czarna na radiu mówiła, jeszcze przed spotkaniem, że wyglądają jakby walczyli o dominację. Nie kumam tego.
- Jak dla mnie - odpowiedział Misiek - jedzą bo zostały zachowane podstawowe procesy w ludzkim mózgu. Tylko coś innego, jakieś inne klepki się poprzestawiały. No i nadal odczuwają głód.
- Ale, że co? - dodał Vi - Żre by przeżyć czy żre bo taki ma po prostu instynkt. A w ogóle to kiedy oni tym mięsem srają? Widział ktoś? Albo rzygają?
Wszyscy zaprzeczyli. Nikt nie widział, żeby zombi srali mięsem… w mordę!
- Sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć - powiedziałem - dajcie spokój z tą poronioną dyskusją. Jest taka rzeczywistość trzeba się dostosować. Są zasady? Są. Wychodzimy tak samo jak kiedyś na zakupy do Biedy, tylko, że teraz karabinami i mołotovami. Wali mnie osobiście to czy srają czy nie. Są zagrożeniem jak samochody na przejściu dla pieszych i trzeba go unikać lub go niszczyć.
- Dobra dobra - zbył mnie Misiek - a czemu mutuje? Ja mam taką teorię, że mutuje bo jak każdy wirus stara się przystosować do nowej sytuacji i stale go zwalcza organizm i jakieś taki mecyje z tego wszystkiego wychodzą.
- Podoba mi się ta teoria - powiedział Vi - No a co z hierarchią? Silne jedzą pierwsze albo prowadzą stado?
- Dobre pytanie - odpowiedział Misiek - a może to zależy od mózgu danego sztywnego, ten co jest bardziej kumaty szybciej się uczy. Albo coś w tym stylu.
- Mnie się wydaje, że podstawowe funkcje życiowe, jakieś instynkty w mózgu - zaczął wykład Vi - instynkt przetrwania, wywołują u nich to zbieranie się w grupy. I w tej grupie, jednostka, która jest najbardziej zbliżona do człowieka przewodzi im. Ale skupiają się. Coraz rzadziej widać pojedyncze osobniki, a częściej widzimy zbite grupy. Są jak ptaki, które lecą w grupie, jeden skręca i reszta za nim. Gnoje! Ciekawe czy padlinę żrą.
- To teraz z dachu sobie możesz zerkać - odpowiedział Misiek.
- Możemy przetrącić jakiegoś dachówką, albo kołpakiem - powiedziałem - widziałem u ciebie tam gdzieś pochowane.
- To rano kogoś strącimy - odpowiedział.
- A co z zamarzaniem? - spytał Misiek - to dopiero ciekawe.
- JJ - spytał mnie Vi - jak myślisz?
- A skąd mam to kurwa wiedzieć? - spytałem już nieco wnerwiony tą dupowatą dyskusją - poczekamy do mrozów i zobaczymy. Dobrze by było jakby większość zamarzła. Porozwalamy im głowy i nie będą wstawać. Dajcie mi spokój.
- Vi - powiedział Misiek - tylko my dociekamy prawdy.
- Te, a może są zimnokrwiste jak węże? - spytał Homer - Wtedy nie będą marznąć.
- O! - krzyknął Vi.
- A dla mnie osobiście - dodał jeszcze Homer - to istnieje jakaś chora hierarchia. Jak w stadzie wilków. A warczy bo ma flegmę w gardle, jak ja rano, kiedy palę peta.
- A ja mam taką wizję, jak już słyszę te pierdolenie wasze… - zaczął nagle Beny - To był wirus, bakterie nie wchodzą w grę. Syf się dostał do krwioobiegu drogą kropelkową pewnie. Tylko przez krótki okres osoby były narażone, które przebywały na świeżym powietrzu, albo wietrzyli ostro chaty w tym czasie. Po pewnym czasie, wirus wiszący w atmosferze obumarł i teraz sobie tu siedzimy jak te zjeby i nic nam nie grozi oprócz tego co pozostało w organizmach tych idiotów na dole. Jak się wirus dostał do organizmu, to spowodował liczne wewnętrzne krwawienia spowodowane zaburzeniami w produkcji heparyny, pękały śródbłonki naczyniowe w większości naczyń krwionośnych. Po godzinie u osobnika doszło do nekrozy wszystkich narządów. Wirus przedostał się do autonomicznego układu nerwowego, przeszedł potem w stan latencji. W organizmie nie ma już żadnych czynności życiowych, bo z niewyjaśnionych przyczyn wirus aktywuje się pobudzając tylko jedną część śródmózgowia. Mózg wysyła impulsy do mięśni, aby sztywny mógł się poruszać, jednak z powodu tego, że wysyłane są z jednej części mózgu, są wolne i nieprecyzyjnie działają. Funkcjonują najsilniejsze mięśnie. A co do mięsa ludzkiego, to jest to związane ze składem krwi - erytrocyty, leukocyty, trombocyty i inne enzymy odpowiadające za krzepnięcie krwi jak fibrogen, protrombina czy heparyna pozawalają na niskie lecz wystarczające odżywianie potrzebnych partii mięśni. Dlaczego w mózgu zagnieżdża się wirus? A skąd najłatwiej jest sterować statkiem czy samolotem? Kiedy zostaną zaspokojone potrzeby odżywiania, to wirus może sobie spokojnie mutować i zwiększać kontrolę nad organizmem. A warczą bo struny głosowe poruszane są przez wydychane powietrze i to nie ma związku z wirusem. Hierarchia - to nie wydaje mi się, żeby działały w sposób inteligentny. Węch i potrzeba krwi, ich składników odgrywają najważniejszą rolę. Kręcą się w miejscach, gdzie czuli albo czują obecność mięska. Dlatego teraz tutaj stoją gnoje. A może to też być związane z pamięcią jakąś taką prymitywną. Tu nie wiadomo. Trzeba by robić badania. Mogą coś kojarzyć, że tutaj na tej ulicy, czy ulicach kręciło się sporo ludzi i leżało dużo mięsa. Zostawili zapachy i teraz tu stoją.
- O w mordę - powiedział Vi i już nic nie dodał do dyskusji.
            Panowie zamilkli na półgodziny.
- Wiecie co zrobimy jak już złapiemy tę Małą Mi? - spytał Vi.
- Co? - dodał Misiek.
- Podwiesimy ją na linie na Krakowskiej i będziemy nią stymulować sztywnych - powiedział i zaczęliśmy się wszyscy śmiać.
- Debil - powiedziała Czarna - weźmiemy ich pod mur i nie będziemy się bawić w psycholi tylko zrobimy zwyczajną ludzką egzekucję. Wyrok śmierci za próbę zabójstwa tylu ludzi. Jak w cywilizowanym świecie.
- Najpierw ich złapmy, a potem się zastanowimy co zrobić z nimi - powiedziałem.
- Misiek - powiedział Szybki - weź skocz na dół, zjedzą cię i sobie pójdą.
- Sam sobie skacz - odpowiedział.
- Kto pójdzie sprawdzić czy stoją jeszcze na dole? - spytałem.
- Słyszę jak syczą - powiedział Vi i rzucił dachówką na Krakowską bez celowania. Głuche uderzenie i było słychać mały harmider na dole. Trafił pewnie jakiegoś w czachę. Ciekawe czy zdechł.
- Misiek co się tam stało wtedy? - spytała Czarna.
- No stałem sobie na warcie. I nagle patrzę, a tu ta mała wychodzi z Bastionu - zaczął - No i mówię do niej, że mieli nie wychodzić, że niech idzie spać i taki tam. A ona, że jest jej smutno, że nie ma z kim pogadać bo jej towarzysze poszli już spać i nie mogła sama tak siedzieć tam. No i się zaczęła zbliżać do mnie, coraz bliżej i bliżej. I nagle jak mi nie zajebie z pały w łeb. I jeb i jeb! Jeszcze jak leżałem na ziemi, to mi poprawiła. To było jak sen, to znaczy początek, jak szła do mnie. Noc w raju się miała zacząć, a teraz jest piekło. Ale ładna była. Szkoda, że uciekła, szkoda. Nie wiem czy dam ją rozstrzelać. Podoba mi się.
- Trzeba było myśleć głową, a nie kutaczem - odpowiedział Beny - i uważaj bo jak ją złapiemy to ci drugi raz machę oklepie.
- Trzeba było wziąć wartę! Cioto! - krzyknął Misiek i zaczął się szarpać. Pasjonat jeden.
- Sam jesteś ciota i pedał na dodatek! - odkrzyknął Beny i zaczęli się szarpać.
- Pojebało was?! - krzyknął Vi - horda pod oknem, do kurwy! Zamknąć ryje! Misiek dałeś dupy i tyle. Było minęło. Teraz czekamy na koniec tego syfu.
- Gówno! - krzyknął Misiek i się obraził.
- Te Szybki - powiedziałem.
- Co? Wiedziałem, że teraz na mnie wsiądziecie. Nic kurwa nie słyszałem! - odkrzyknął.
- Skąd wiedziałeś o co chcę spytać? - zapytałem - Zdjęli bramę gnoje?
- No widocznie tak - odpowiedział Szybki - Nic nie słyszałem. Dosyć długo byłem przy Drukarskiej. Obserwowałem kilku sztywnych. Nic tam nie było słychać, a z resztą Misiek dawał cynk na radiu, że jest w porządku. Sam JJ słyszałeś, miałeś radio ze sobą.
- No racja ziom! - odpowiedziałem.
- Jak JJ podał na radiu, że Bastion jest odcięty - powiedział Beny - to normalnie aż mi ciary poszły po plecach. Masakra jakaś myślałem. Teraz nie jest tak źle. Gorzej będzie jak ci idioci się nie ruszą.
- No zajebisty klimat jest tu na dachu - powiedział Vi - gorzałka jest, żarcie jest, wejście zablokowane. Tylko trochę niebezpiecznie było na dole.
- Co zrobimy jak już będzie widno? - spytał Szybki - Dawajcie ich podpalimy i wtedy się powinni ruszyć.
- A może rano sami odejdą na spacerki? - spytałem - I nie będziemy musieli nic robić, tylko wyrżniemy tych na dziedzińcu? Misiek jak głowa, boli? - spytałem jeszcze dla polewu.
- Pierdolcie się idę skakać! - krzyknął i poleciał przez dach w stronę Drukarskiej i zaczął schodzić na dół po piorunochronie na dziedziniec obok naszego.
- Pojebało go? - spytałem.
            Chłopaki się zerwali i już szli w jego stronę. Podchodzimy na skraj dachu i patrzymy jak ten złazi na dół. Wołamy do niego żeby wracał i nie świrował jak zjeb. To nie. Ciśnie się dalej. W tej części nie byliśmy jeszcze, bo i po co? Wszystkiego było pod dostatkiem.
Kiedy zlazł na dół nic nie widział. Świeciliśmy mu latarkami, ale to nie pomagało za bardzo. Potknął się nagle o jakieś żelastwo i narobił hałasu. Usłyszeliśmy gwałtowne poruszenie na Zamkowej. Albo go usłyszeli, albo wyczuli.
- O kurwa! - krzyknął Misiek i oprzytomniał. Było już za późno . Coś obok niego strzeliło i przez drzwi wsypali się sztywni, prosto na plac, na którym stał. Próbował wskoczyć na jakieś okno i potem na górę. Nie mógł się wspiąć. Obejrzał się i zniknął pod ziemią. Sztywni zasypali dziedziniec. Było ich pełno.
- Gdzie ten idiota zniknął? - spytał Vi.
- Chyba zszedł do kanału - powiedział Beny.
Pierwszy sztywny wpadł do niego. Misiek nie zdążył zasunąć włazu. Drugi trzeci czwarty… i tak dalej. Po chwili usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk Miśka i echo…
- Szybki dawaj mołotova kurwa! - powiedział Vi. Ten szybko skoczył po najbliższego. Vi go odpalił i rzucił między sztywnych. Buchnął ogień. Zaczął się kolejny raz dziki kwik płonących sztywnych.
- No pojebało go. - stwierdziłem - co za idiota!
- Może mu się udało? - spytał Beny.
- A pójdziesz sprawdzić? - spytałem.
- Teraz nie - odpowiedział - ale jak ruszymy hordę, to będzie trzeba iść poszukać jego spasłego dupska.
- Albo jego ścierwa - dodał Vi.
- Może mu się udało - powiedział Szybki.
- Horda na Zamkowej się ruszyła - powiedziała po chwili Czarna.
            Nic nam to nie dało, bo tylko garstka się oderwała i ruszyła do rynku.
            Miałem dziwne mieszane uczucia co do Miśka. Z jednej strony myślałem, że świruje pawiana w lesie, a z drugiej się prawie posrałem jak zobaczyłem, że sforsowali drzwi.
- Byliście kiedykolwiek w tutejszych kanałach? - spytałem.
- A po kiego grzyba? - spytał Vi.
- No nie wiem dla jaj. Zastanawiam się czy faktycznie jest możliwość wyjścia dla człowieka - powiedziałem - bo jak jest, to będzie błądził, aż w końcu trafi na jakiś właz. A jak nie będzie tak dużego przejścia, to go wpierdolą. Ilu weszło za nim?
- Czterech albo więcej, kurwa mać - powiedział Beny - teraz jest pusto może spróbujemy zejść do niego?
- Nie miał żadnej broni? - spytałem.
- Raczej nie - odpowiedział Beny.
- Co o tym myślicie? - spytałem - Kto idzie?
- Zły pomysł nie możemy ryzykować - powiedziała Czarna - zachował się jak idiota no to teraz musi sobie poradzić jakoś. Powinno być przejście. Kanalarze jakoś tam wchodzą do pracy.
- Misiek zawsze jakieś porypane akcje odwala - powiedział Szybki.
- Nie chce nic mówić, ale z jakimś dziwnym spokojem przyjąłem to wszystko - powiedziałem - jak jakiś żart. Polazł jak małpa i zszedł do kanału. Coś czuję, że nic mu się nie stało i jutro nam pomacha z drugiego dachu.
- No nie wiem - powiedział Beny - pomyśl sobie, że teraz tam jesteś na dole, bez światła i ze sztywnymi i brodzisz w gównie po pas.
Przeszył mnie dreszcz.
- Ja nie idę - powiedziałem - jeden trup albo trzy trupy. Takie jest moje zdanie. Świadomie poszedł bo się wkurwił.
- Co racja to racja - dodał Vi.
- Patrzcie, wchodzą przez bramę nad kanał - powiedziała Czarna - i jeszcze kilku wpadło do środka.
- Jebani - powiedział Vi - zostajemy i czekamy do rana.
            Byliśmy wyczerpani fizycznie i psychicznie. Jeszcze do tego Misiek nam zgotował takie rycie mózgu. Wtedy jeszcze miałem nadzieję, że przeżył. Zapowiadała się kurewsko długa noc. Nikt nie zmrużył oka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz