Łączna liczba wyświetleń

sobota, 18 lutego 2012

14.12.2010 Zejście… ; 15.12.2010 Imprezka…

14.12.2010 Zejście…
            Na drugi dzień po akcji w kolonii, spaliśmy bardzo długo. Każdy z nas był wycieńczony nie tylko walką, ale też tym syfem, który nam dał Homer przed wyjazdem. Koło 16:00 nadworny inżynier zawołał wszystkich na dziedziniec. Wyżerka… Upichcił sarnie nóżki w sosie orzechowym. Że co? Pomyślałem, nóżki, sos orzechowy…
            Konserwy i suchary przez już ponad dwa tygodnie, „Tyrolska” do zrzygania… Ileż można. Wychodzę na balkon, a tam ruszt, ogień, a na ruszcie… świeżutkie mięso.
Czarna wstała wcześniej od nas i pomagała Homerowi skórować i patroszyć zwierza. Ćwiartowali mięso do jedzenia i przygotowali wszystko zapeklowane do zamrożenia jak już ściśnie ostro zima.
            Zaczęło się zajadanie. Pachniało tak nieziemsko, że obawiałem się, że sztywni pokuszą się na wizytę na domowy obiadek. Brakowało kartofelków, pomyślałem.
            Kiedy każdy z nas dostał kawał mięcha, Homer zaczął pogrzebaczem ruszać palenisko. Kawałki węgla zaczął zsuwać na tacę metalową… pieczone ziemniaczki.
- Homer - powiedziałem - daj pyska bracie! To nie jest jedzenie, to jest ambrozja…
- Homer - dodał Beny - ratujesz mi życie.
- Od dzisiaj jesteś tutaj vipem, ziom - dodał Misiek.
- Zasłonię cię swoim ciałem przed sztywnymi za ten obiad stary - powiedział Szybki.
            Vi się nie odzywał tylko łapczywie kąsał mięso.
            Niesamowita atmosfera. Niby tylko jedzenie, gril itd., ale w rzeczywistości to był raj i odpoczynek dal nas. Luźno, bez spiny. Za bramą mogła się przetaczać teraz horda, a gówno, mamy swój świat. Jak na działce u Benego…
            Wspominaliśmy wspólnie spędzone chwile przed apokalipsą. Czarna wsłuchiwała się w polewne historie.
            Laliśmy z Szybkiego:
Kiedyś chłopaki pojechali na imprezę do Opola, na Piastonalia. Przed wejściem zrobili małą degustację trunków, a potem stanęli w kolejce, która nie miała końca. Żeby wejść do środka, trzeba było przejść przez wąski przerębel ochrony. Kiedy przyszła na nich kolej, goście zaczęli sprawdzać dowody. Szybki jeszcze był w powijakach i nie miał papierów. Jak pech to pech. Szybki jeszcze na dodatek w dresie… Standardowo, klasycznie. Pewnie nawet do matury by poszedł w dresie. Vi, Beny, Młody weszli bez problemu, ale Szybkiego cofnęli. Panowie doszli do wniosku, że muszą jakoś go przeszmuglować do środka. Przez płot się nie dało więc szukali innego sposobu. Ktoś wpadł na niezły pomysł - Beny dał swój dowód. Vi doszedł do wniosku, że jak Szybki ściągnie okulary to będzie łudząco podobny do Benego. W tłumie ważne żeby mieć dowód, a zdjęcie to tam nie ważne jest. Po spinie i oczekiwaniu Szybki po chwili pojawił się na sali. Wszedł bez problemów mimo dresu. Po jakimś czasie uznali, że uderzają do jakiegoś lokalu, Ciny chyba, bo była nuda na polibudzie. Vi rzucił pomysł - wóda, dziwki i lasery - jak to on zawsze. Standardowo - trunki przed wejściem. Wszystko ładnie pięknie, spoko ekipa. Wchodzą i znów to samo - ten pan nie wchodzi. Szybki do domu…  Mówili mu przed wyjazdem, żeby ubrał się inaczej. Niestety nasz kolega ma tylko dresy. Beny oddał mu swoje gatki dżinsowe i Szybki w grupie studentów wszedł kolejny raz bez problemu. Potem byłą już tylko biba. Musieli tylko uważać na hardkorowe kobitki, które czasem lubiły pogryzać. Niezły polew był z tej i innych historyjek.
            Czas mijał w dobrej atmosferze. Homer gadał o wymarzonym samochodzie, Szybki o klubach piłkarskich - Chelsea najlepszy oczywiście - i zaraz spór, każdy miał swojego faworyta. Ciekawe czy gdzieś jeszcze grają.
Ja z Vim gadaliśmy i niegdysiejszej wielkiej libacji w Zakopcu… zaklinanie ognia, bizony. To były czasy.
- Vi! - powiedziałem - pamiętasz Puca jak robił „Uwolnić orkę” i spadł na kant łóżka?
- No pamiętam - odpowiedział - potem w nocy go odratowałem jak bełtał przez sen. Ciekawe gdzie teraz jest, stary druh.
- No, mam nadzieje, że gdzieś się zaszył i dał radę to przetrwać - powiedziałem - ostatnio ciężko harował, pewnie spał tej nocy…
- Kto tam jeszcze był? - spytał Vi.
- Osa był z nami… - odpowiedziałem zasmucony - może jemu też się udało?
- Fak ziom, na pewno gdzieś mają swój Bastion… - odpowiedział melancholijnie Vi.
- Hahahahah, a pamiętasz jak resztki wódki Pucu nalewał następnego dnia? - spytałem - jak mu się ręce trzęsły, nie rozlał ani kropli, wypił i już przestały się trząść. Hahahah
- Nooo - odpowiedział Vi - a pamiętasz za co piliśmy?
- Tak, za Polskę… - odpowiedziałem.
            Beny wspominał wypad z wakacji sprzed lat. Czarna opowiadała o przepisie na zajebisty bigos i grochówę. Nie obeszło się bez wspomnienia o Młodym i jego kozackich popisach i opowieściach.
- Pamiętacie, jak Mlody kiedyś na Metalchemie został sam i rąbnął 7 czy 8 gości w pojedynkę? - spytałem.
- Kurwa, epicka akcja… - dodał Vi.
- A pamiętasz jak u ciebie na urodzinach - zacząłem - staliśmy na balkonie, a Młody wpadł na pomysł żeby po balustradzie zejść piętro niżej?
- Noo - odpowiedział Vi - jeszcze wisiał na jednej ręce i peta sobie odpalił. Niezłe baśnie opowiadał, ale przynajmniej śmiesznie było. Ale tę akcję, ostatnią to na serio miał kozacką i każdemu będę to opowiadał.
            Brakowało Młodego. Niedoszły kuchta… ale by się cieszył jakby z Homerem sarenkę obrabiał. Na Młodego można było liczyć. Nigdy nie zawodził, tylko czasem za dużo gadał. Dobry kompan, przeżyło się z nim swoje.
- Ty, a pamiętasz jak kręciłeś pornosy z Suszim w Zakopcu? - spytałem Viego.
- Łahahahahah - zaczął się śmiać - to była akcja, a niektórzy do dziś myślą, że to prawdziwe było.
- Myślisz, że był w Wawie czy w Kluczborku dwa tygodnie temu? - spytałem.
- Mogliśmy wpaść wtedy do niego na chatę, może akurat był zabarykadowany w domu - odpowiedział - da sobie radę. Może gdzieś wpadniemy na siebie.
- Kurwa, jak byśmy tak jeszcze mieli w ekipie Osę, Puca i Susziego - powiedziałem - to by było. Ekipa nie do zniszczenia.
            Ten czas był nasz… wspomnienia dawały nadzieję.
=
            Kiedy paliłem malboraska z Miśkiem na boku, ten nagle wyskakuje do mnie z tekstem:
- Ty stary - powiedział - Szybki ma jutro osiemnastkę, teraz sobie przypomniałem.
- O w pizdu - odpowiedziałem - pary z gęby!
- Musimy coś zrobić - powiedział - ostatnio oberwał ostro, należy mu się.
- Co racja to racja - odpowiedziałem - trzeba powiedzieć naszym i coś zrobimy dla niego.
            Czas mijał, ognicho dogasało. Czas na obchód. Vi z Benym obskoczyli dach. Sprawdziliśmy wszystkie wejścia na dole. Bramę. Wszystko było w porządku.
            Zaczęło się już robić zimno. Wyznaczyliśmy nocną wartę i poszliśmy do kamienicy B1 - to ta którą oblegaliśmy, była głównym zapleczem broni, amunicji, żywności i wody. Jednak w każdej z pozostałych kamienic mieliśmy stanowiska ewakuacji i obrony. Wszystko przygotowane tak, że wchodzisz do pomieszczenia w gaciach i masz tam ubranie, żywność, broń i wodę. Wszystkie scenariusze obgadane. Wszystko dopięte na ostatni guzik.
            Noc minęła spokojnie. Szybki miał wartę. Chcieliśmy go zmęczyć żeby spał w dzień. Sami obgadaliśmy plan dnia.
- Panowie - powiedział Vi - kontaktowałem się z Kolonią. Będzie niespodzianka. Tylko musimy tam pojechać. Szybki nie może nic podejrzewać. ( o niespodziance potem)
- Dobra to trochę mało - powiedziałem - co jeszcze?
- Skoczymy do sportowego - powiedział Misiek - i weźmiemy coś dla niego. Coś zajebistego.
- W piwnicy było coś ciekawego - dodał Beny - dziś jest okazja więc otworzymy to.
- A i ode mnie coś dostanie - powiedział Homer - idę szykować prezent póki czas.

Vi; JJ
=
15.12.2010 Imprezka…
            Plan był taki: każdy zajmował się określonym prezentem, trzy osoby miały pojechać do Kolonii jeszcze jak było ciemno, potem kilka osób do sklepu, Homer i Czarna mieli przygotować ucztę. Planowaliśmy kolejną Posadówkę, lekko zakropioną czyściochą, ale tak na smaka i dla toastu. Bez libacji. Miał być bardzo przyjemny i spokojny wieczór. Chwili wytchnienia dla Szybkiego i szacuj za jego wkład w rozwój i istnienie Bastionu. Bo bez niego byśmy zginęli.
            Homer skręcił jakieś kable i z mptrójki zapodał muzykę na głośnikach. Symbolicznie.
            Pomijam szczegóły wyjazdu do Kolonii, wypadu do sklepu. Potrafiliśmy już poruszać się po terenie w miarę bezpiecznie i bez konfliktów. Zgarnęliśmy sprzęt z Kolonii i wróciliśmy. Wszystko odbyło się po 4 rano. Misiek zmienił Szybkiego, który padł po nocy jak zabity i spał do 12. Mieliśmy dużo czasu żeby wszystko przygotować.
            Kiedy już się ściemniło Misiek pilnował, żeby Szybki nie podszedł do okna czy na balkon. Robota była w toku. Po 18 czekaliśmy na solenizanta na dziedzińcu.
            Szybki wychodzi z klatki i zaonk. Aż go cofnęło jak zobaczył znowu rozpalony ruszt, a na nim…
- Co jest? - spytał Szybki.
            Zaczęliśmy śpiewać „Sto lat, sto lat…”, ale w granicach rozsądku. Cichutko. Homer odpalił bum boxa i poszła dobra muza. Złożyliśmy kompanowi życzenia. Prezenty!!!:
- Szybki to dlaciebie ziom! - krzyknęliśmy. Musiał przy nas wypakować: piłka do nogi z dobrej firmy, elegancki dres z tej samej firmy, ale w wersji x5 na każdy dzień tygodnia, różne kolory, do tego litrową wódkę z etykietą „Bastiońska! 70%, do czyszczenia silników, koktajli mołotova, do chlania”. To były prezenty takie materialne, teraz jedzenie: sarenka z ognia, a do tego! Pięciolitrowy słój ze smalcem i mega skwarkami! Pięciolitrowy słój z ogórasami kiszonymi, takimi grubasami!(aż się głodny zrobiłem), a na dodatek - świeży, pięciokilowy bochen chleba. W Kolonii mieli zapas mąki i piec. Piekli sobie świeży chleb. Od ponad dwóch tygodni jedliśmy tylko gówno. Pierwsze jedzenie, konkretne, sprawiło nam nie lada radość.
- Nie wiem co powiedzieć - bąknął Szybki.
- Nic nie mów - powiedziałem - tylko rwij chleb, lej gorzałę i otwieraj słoje!
            Dobra atmosfera była. Świąteczna niemalże.
- Dziękówa panowie za wszystko - powiedział Szybki po jakimś czasie.
To był dobry okres, w tym całym syfie.
            Sprawiliśmy Szybkiemu niezłą radość. Źle się czuł w dżinsach. Dostał klasa dresy i mógł się czuć swobodnie. Od tamtej pory nie widziałem, żeby kiedykolwiek zmienił ubranie.

            Bym całkiem zapomniał! Homer zrobił nie tylko nową markę wódki. Łaził gdzieś po strychach jak kot. Znalazł kopę desek. Podbijał wszystko i zrobił elegancki wychodek na dziedzińcu. Normalnie drzwi, ściany, daszek, klapa, z boku bolec ze srajtaśmą (dwugłowicowa szpula - nie mogło zabraknąć). Koniec ery srania do reklamówek i rzucania nimi z dachu na boczne uliczki Krakowskiej. Wszystko szło do wiadra i co jakiś czas trzeba było wszystko wypalić benzyną. Potem przenieśliśmy wszystko do małego pomieszczenia z boku Bastionu, tam gdzie nikt nie przebywał bo było zimno.


JJ; Vi; Homer; Misiek; Beny; Czarna
(Szybki jeszcze raz wszystkiego najlepszego na osiemnastkę! Od całej ekipy Bastionu!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz