Łączna liczba wyświetleń

środa, 28 grudnia 2011

4.12.2010 Tydzień po katastrofie, sobota…

4.12.2010 Tydzień po katastrofie, sobota…

            Sobota, dzień po wielkim chaosie, jak nazywaliśmy to w naszym gronie i tydzień po katastrofie. Racją jest, że jak do tej pory raczej lataliśmy jak debile po ulicach i mieliśmy zerową organizację. Jedyne co to przeszukaliśmy mieszkania Bastionu i zabarykadowaliśmy się. Mieliśmy też opracowane drogi ewentualnej ucieczki, ale niewiele by to nam pomogło, skoro nie wystawiliśmy żadnych wart. Chroniły nas jedynie drzwi od mieszkania… Patrzysz przez judasz, a tam sztywni sobie spacerują pod drzwiami, nieźle.
            Wstaliśmy około 9 rano. Wypoczęliśmy. Było ciepło w mieszkaniu, palił się kaloryczny polski węgiel. Wszyscy byliśmy przygnębieni po wczorajszym. Cieszyłem się, że nikomu nic się nie stało.
- Panowie może obgadamy wszystko już na spokojnie? Zjemy coś dobrego i spalimy po malborasku? - spytałem chłopaków.
            Wszyscy wolno stłoczyli się przy stole. Coś tam jedliśmy.
- Jakieś propozycje od czego zacząć? - zagadnąłem.
- Mam kilka pomysłów - odpowiedział Vi - ale takich, które musimy zrealizować za wszelką cenę. Jak komuś nie pasuje to drzwi są otwarte.
- Co masz na myśli? - spytał Beny.
- To, że na przykład nie możemy bez celu wyłazić na miasto. Wczorajszy wypad to porażka. Mało brakło a byśmy stracili trzech ludzi. Nie możemy sobie pozwolić na takie ryzyko. Minął tydzień od katastrofy, a my nie mamy nic. Gówno jedno wielkie. Oprócz żarcia, chlania i petów to mamy tylko trochę leków nie wiadomo po co i nic więcej. Nawet porządnej broni nie mamy!
- Ej nie przesadzaj, mój szpadel ma sto procent skuteczności! - rzucił Beny.
- Wiem, ale mówimy na poważnie stary - odpowiedział Vi - poza tym wszyscy zapomnieliśmy o znalezisku, które może nas wyciągnąć z tego syfu. Pamiętacie radio z suki, którą zajumaliśmy na rynku? Musimy codziennie prowadzić nasłuch. Może wstępnie pół godziny dziennie…
- Może na dachu? Powinien być lepszy sygnał - powiedział Misiek.
- Dobry pomysł, a co z wartami? Po kilka godzin i zmiana. - spytał Vi.
- Na luzie, kto pierwszy? - spytałem - Dobra ja na ochotnika - dodałem po chwili bo nikt się nie zgłosił.
- Warty oczywiście na dachu, obserwacja Krakowskiej i Zamkowej - zakończył sprawę Vi.
- A co z nasłuchem radiowym? Musimy oszczędzać energię w baterii, może by się udało jakieś skołować w zapas - powiedział Misiek - może o 18:00 każdego dnia będziemy kilkanaście minut nadawali, co?
            Ustaliliśmy, że codziennie o tej godzinie będziemy trwać w eterze oczekując na jakiś sygnał. Może akurat coś złapiemy, jakieś inne radio, a może jakaś pomoc gdzieś krąży, jakiś śmigłowiec… do tej pory nie było niczego słychać. Chciałbym żeby dali jakiś znak, że nie jesteśmy sami, niech nawet zrzucą napalm na Krakowską, tylko niech się ktoś zgłosi.
- Barykady. Wczoraj, mało co, a barykada by zabiła trzech naszych. Nie mogliśmy jej dostatecznie szybko zluzować - zaczął znowu Vi - musimy ją usprawnić. Coś takiego co da się szybko odsunąć i co dobrze pokryje lukę w bramie, pomysły?
- Może kontenery na śmieci, są na kółkach, a pod nimi nie przeciśnie się sztywny, hm? - spytałem - Można te, które postawimy obok dziury załadować czymkolwiek, a ten przy przejściu zostawić lżejszym. Jeszcze bym dorzucił jakieś łańcuchy i kłódki od środka i na zewnątrz. Tylko klucze muszą być gdzieś w jednym miejscu.
- To nasz priorytet na dziś - powiedział Vi - co jeszcze?
- Może jeszcze raz przeszukamy piwnice i mieszkania? Może coś przeoczyliśmy? - spytał Misiek.
- No to mamy plan dnia mniej więcej ułożony - powiedział Vi - JJ zajmiesz się barykadą przy bramie. Misiek pomożesz mu ok? - Misiek skinął głową - Młody sprawdzisz stan zapasów żarcia i wody. Potem zaczniesz przeszukiwać mieszkania od góry na dół. Wszystko przetrzep, nawet materace. Szybki, pójdziesz ze mną do piwnicy, zobaczymy może jeszcze jakieś szpadle tam znajdziemy, cokolwiek co będzie lepsze od metalowego pręta… słaby jest.
- A ja co mam robić? - spytał Beny.
- Może poodkurzasz chatę? - odpowiedział pytaniem Vi.
- Co? - spytał zdziwiony Beny.
Czuć było zbicie i przygnębienie u chłopaków. To taki stan jak na przykład coś zrobimy, a potem nas gryzie sumienie i zaczynamy rozkminę co się mogło stać, że źle zrobiliśmy itd. Męczy przez jakiś czas, ale potem puszcza. Gnębiło nas ostro to, co się stało wczoraj i ta awantura. Młody dalej był pokiereszowany psychicznie. Zwała była i tyle.
- Jakieś inne pomysły organizacyjne? Kończy się powoli opał… może meble porąbiemy? - spytał Vi.
- A co jak już zaczniemy zasiedlać Bastion, meble się przydadzą? - spytał Beny.
- Jak to zasiedlać? Kim? - spytałem.
- No wiecie, więcej ludzi przetrwało, niektórzy pewnie są gdzieś sami i kitrają się posrani, tak jak my, tylko, że my mamy Bastion i jest nas kilku. Myślałem, że jak spotkamy kogoś i uznamy go za spoko to weźmiemy go do nas i będziemy dalej razem walczyć…
- Słuszna uwaga, albo się stąd zmyjemy, albo zostaniemy na dłużej, Młody to nie rób zbędnego syfu w tych chatkach niżej - powiedziałem - Vi! Przecież w piwnicy było trochę węgla, nie starczy na najbliższe tygodnie?
- Powinno wystarczyć. Młody jak będziesz trzepać chaty to wszystko co się nadaje do spalenia wyrzuć na korytarz. Zrobimy tam trochę miejsca i przy okazji nagrzejemy sobie.
-Nie chcę nikogo jechać, ale jebie od nas, już tydzień się nie myłem… - powiedział nagle Misiek - musimy jakoś zorganizować wodę, bo nas sztywni z kilometra będą czuć, heh - zaśmiał się.
- Co racja to racja, możemy myć dupska na dziedzińcu przy kanale, tylko trochę pizga, ale co z wodą? - spytałem.
- Po co na dziedzińcu, mamy tu prysznic i jest dość ciepło w kuchni, a woda spokojnie sobie spłynie, tylko gorzej z tą do mycia. Jeden drugiego będzie musiał polewać i jakoś damy radę - odpowiedział Vi - A! I jeszcze jedno musimy zorganizować w najbliższym czasie jakiś wypad po ubrania, a te spalimy. Ciepłe kurtki, buty jakieś dobre, ciepłe i dobre do biegania. Kto za zakupami?
            Wszyscy byli zgodni. Nowe szmaty dobrze nam zrobią…
- Możemy byśmy jakieś auto skołowali i zrobili większy wypad po wodę i żarcie do jakiegoś marektu? Zgarniemy baniaki z wodą i konkretne żarcie, a potem wjedziemy na dziedziniec Bastionu i wszystko rozładujemy. Jakaś przyczepka by się też nadała - powiedziałem.
- Wszystko w swoim czasie, najpierw ogarnijmy Bastion - powiedział Vi - to co zaczynamy robotę? Jak już skończymy to pokminimy jeszcze jak dobrze zabezpieczyć drzwi na Krakowską.
            Wzięliśmy się do pracy. Z Miśkiem załadowaliśmy kontenery i poustawialiśmy je tak, jak uzgodniliśmy wcześniej. Luki pozapychaliśmy gąbkami. Kontener przy przejściu odciążyliśmy i resztę też zapchaliśmy. Młody w tym czasie zawalił cały korytarz śmieciami do spalenia. Znalazł kilka rzeczy przydatnych, które pominęliśmy. Jakieś latarki, ogień, świeczki itd. Vi i Szybki znaleźli spory zapas węgla. Dobrze, że jeszcze nie musieliśmy ganiać po mieście za opałem. Masakra jakaś by była. Beny się kręcił i pomagał każdemu, trochę Młodemu, trochę Viemu i jakoś nam zleciał czas na pracy. Ogarnęliśmy nieco Bastion i zaczęły się przygotowania do przetrwania…
            Nie ma gorszej pory roku jak zima na atak zombii…

- Młody jak tam zapasy - zagadnął Vi przy stole jak już skończyliśmy kilka godzin później.
- Starczy na kilka dni, wody też, jak będziemy oszczędzać w miarę. Petów jest dużo. Misiek się postarał w żabie…
- Spoko, JJ jak tam barykada? - spytał teraz mnie.
- Powinna zdać egzamin, kontenery po lewej załadowaliśmy tak gruzem, że we dwóch nie mogliśmy ich odciągnąć. Ten przy przejściu jest lżejszy i w pojedynkę można go wysunąć, ale z zewnątrz nie puszczą nikogo, nawet hordy. Dodaliśmy jeszcze cegły pod koła i awaryjny kontener w razie jak by horda nawalała w bramę. Pomyślałem, że na dachu, nad bramą można schować koktajle mołotva, w razie jak by sztywni napierali to się ich podpali, co wy na to, ale w ostateczności - dodałem.
W ostateczności bo to spowoduje niezły smród i hałas.
-Dobry plan, a awaryjne koktajle nad Krakowską, tez się przydadzą! - krzyknął Misiek.
- Zrobiłem kilka koktajli jak już skończyliśmy, stoją na dole w korytarzu, wystarczy tylko to wnieść na górę - szybko dodał Szybki.
- No, ale tylko w ostateczności! - jeszcze upomniał Vi.
            Około godziny 18:00 zebraliśmy się w kuchni. Pierwszy raz mieliśmy nadawać przez radio. Niby takie proste, a do tej pory nikt nie pomyślał o nim, a mogło nas to uratować.
- To co, zaczynamy? - powiedział podekscytowany Vi.
- Dawaj, odpalaj to gówno! - krzyknął Misiek.
            Odpalił. Szum, szum i szum. Cisza nikogo nie ma. Nadał kilka słów, coś tam spytał, powiedział gdzie jesteśmy. Po 10 minutach nie było żadnego odzewu.
            Nagle na jednym kanale (nie wiem na którym bo się na tym za bardzo nie znam) coś usłyszeliśmy.
- Jesteście tam?! - krzyknęła, prawdopodobnie dziewczyna.
- Jesteśmy w Kluczborku - odpowiedział Vi - możecie nam jakoś pomóc? Jak sytuacja?
- To my potrzebujemy pomocy! - krzyknęła.
- Gdzie jesteś? - spytał Vi.
- W Pustkach, niedaleko waszego miasta, jesteśmy odcięte, kończą nam się zapasy żywności i baterie w radiu - odpowiedziała.
- Nie możemy wam pomóc - dodał smutno Vi - macie jakieś info co się w ogóle dzieje?
- W Opolu była ponoć masakra, okolice Rynku są zasłane trupami, w tym rejonie nie istnieje już żadna instytucja. Żołnierze strzelali do ludzi na ulicach. Nie wiemy nic co się działo na północ od nas. Jutro lub po jutrze będziemy musiały przebić się do auta i jakoś się stąd wydostać - odpowiedziała.
- Jak się zachowują u was sztywni? Też zbierają się w stada? - spytał Vi.
- Sztywni? Dobra nazwa… co jakiś czas przetacza się spora grupa, do tego wszystkiego pałętają się pojedyncze osobniki, bardzo agresywne. Zdarzały się walki pomiędzy nimi, jak by walczyli o dominację w stadzie - odpowiedziała.
- Jeśli będziecie się przebijać to lepiej to zrobić w nocy… - i wyjaśnił jej nasze spostrzeżenia na temat ich zachowań w nocy itp - a jeśli wam się uda to mamy u nas dużo miejsca - podał jej adres.
- Wyłączam się! - krzyknęła - znowu nadchodzą! - szum…
- Co tam się dzieje, masakra jakaś tam musi być - powiedział Vi.
- Ilu ich tam może być na tej wsi? Kilkudziesięciu? - spytałem - chyba nie myślicie, że większa ilość się tam zebrała?
- Kto wie, musimy jeszcze ją przycisnąć - odpowiedział Vi.
            Chłopaki byli nieco zaniepokojeni sytuacją na tej wiosce. Dziewczyna była przerażona. I jeszcze do tego te dziwne zachowania kuśtykających…
- Jesteście tam? - usłyszeliśmy głos po kilku minutach.
- Jesteśmy, co się stało?! - spytał Vi.
- Raz na godzinę, a czasem częściej spora grupa sztywnych przewala się przez nasze podwórko, nie wiem czemu, może kury i świnie w chlewie je podjudzają. Nie spałam dłużej od kilku dni jestem wycieńczona - odpowiedziała.
- Uważajcie w mieście, szybko wychodzą z zakamarków, weźcie sobie ostrą broń i celujcie im w głowy, to ich zabija. Nie róbcie hałasu na ulicach bo to ich zwabia - powiedział Vi.
- Dzięki, jutro czeka nas ciężki dzień - rzekła nieznajoma.
- Jeśli traficie w nasz rejon to was zgarniemy - powiedział Vi - codziennie o 18:00 jesteśmy na nasłuchu. Odezwijcie się jutro.
- Do usłyszenia! - odrzekła i znowu usłyszeliśmy szum.

- Przydałaby się tutaj jakaś nowa twarz - powiedział Vi - już mi się rzygać chce jak na was patrzę. Blondynka! - obstawił.
 - Zbok - powiedziałem.
- Niekoniecznie! - powiedział kozacko Vi. Wszyscy polaliśmy z tego.
- Czarna będzie - powiedział Szybki.
- Dobra JJ, nie pierdziel tylko spadaj na dach, zaczynasz wartę  - powiedział Beny.
            Nieźle mnie zmroziło tam na górze. Niezły widok był, czyste gwieździste niebo, cisza. Co jakiś czas było słychać jakieś kroki, ale nie działo się nic specjalnego. Zastanawiałem się tylko nad nieznajomą i nad tym co ich teraz tam czeka. Doceniłem schronienie jakie daje nam Bastion. Potem się z kimś zmieniłem, nie pamiętam z kim, ale pamiętam co mi się śniło tej nocy….
            Znowu byliśmy przy radiu i czekaliśmy na kogoś po drugiej stronie. Po kilkunastu minutach kiedy już mieliśmy je wyłączyć usłyszeliśmy kogoś:
- Halo, jak mnie słyszysz? - powiedział głos.
- Żyjemy, potrzebujemy pomocy, odbiór - powiedział Vi.
- Podajcie swoją pozycję, odbiór.
- Jesteśmy odcięci w Kluczborku, droga krajowa do Opola zamknięta, w mieście panują zombii, a twoja pozycja, odbiór. - rzucił  Vi.
- Moja pozycja jest bez znaczenia, ilu ludzi przetrwało katastrofę w Kluczborku, odbiór.
- Z kim rozmawiam, odbiór - powiedział nagle Vi do radia, a potem do nas - ej kumacie coś z tego, on nam chyba nie chce pomóc!
- Jestem przedstawicielem sił do zwalczania epidemii. Kontaktujemy się z wieloma ludźmi w różnych miastach i wysyłamy po nich śmigłowce. Wczoraj odebraliśmy z Kluczborka około 20 ocalałych, odbiór.
- Przyjąłem, zaraz podam pozycję - odpowiedział Vi, a potem znowu do nas - kurwa, co on pierdoli słyszeliście jakiś śmigłowiec wczoraj?
Nic nie było. Mieliśmy specjalnie uchylone okna w celu nasłuchiwania czegokolwiek.
- Podaj mu inną pozycję, może akurat zbombardują albo zrzucą napalm na nią, a nas wezmą jako obiekt do zwalczenia epidemii - powiedziałem.
- JJ ma racje, może działania kryzysowe mają zaplanowane, jak na filmach i rozpieprzą nam Bastion - dodał Beny.
- Co wy pierdolicie, to nie jest jakiś zryty film, jakie bombardowanie, pojebało was? - spytał Misiek - dawaj namiary i powiedz, że czekamy na dachu na transport i spadamy stąd!
- Sam nie wiem, ale z tym bombardowaniem to przeginacie - wtrącił Vi.
- Tak, to jak wyjaśnisz to, że koleś ściemę wali z tymi ocalałymi? - spytałem.
- Dobra, podam im namiar na jakiś domek jednorodzinny i zobaczymy co się stanie.
Też tak zrobił. Podał im namiar na dom przy ulicy przy której mieszkał koleś co kiedyś mu dokopał czy coś takiego.
- Czekajcie na sygnał z powietrza, nie oddalajcie się od domu, będziemy wkrótce, bez odbioru - powiedział głos w radiu i zakończył nadawanie.
- I co teraz? Skończyli nadawać i już się nie odezwą, jak nas teraz stąd zabiorą, co? - powiedział wzburzony Misiek - teorii spiskowych wam się zachciało!
- Co tak mu ufasz bezgranicznie? - spytał Vi - nie wiadomo kto tam gadał. Jak są dobrzy to nas nie zostawią tak.
- Zmień kanał. Tu ich już nie będzie, może jeszcze kogoś złapiemy - powiedział zrezygnowany Misiek.
Vi zmienił kanał i nasłuchiwaliśmy dalej. Po chwili znowu kogoś złapaliśmy:
- Tu Jedynka, tu Jedynka cel namierzony, proszę o pozwolenie na wystrzelenie pocisków, odbiór - powiedział pierwszy głos.
- Kurwa słyszycie to? Leci odsiecz! - krzyknął Misiek.
Nie było słychać żadnej odpowiedzi od jakiejś bazy, chyba byli za daleko, ale było słychać coś innego… huk nadlatującego odrzutowca… świst i wielką eksplozję. Samolot odleciał, a po drodze zesrał bombę w miejscu, które mu wskazaliśmy. Przez okno w kuchni widzieliśmy wielkiego grzyba z ognia.
Staliśmy tak kilka minut przy oknie, grzyb zgasł. Nikt się nie odzywał. Wyjąłem z paczki malborska i podałem Benemu. Odpaliliśmy.
- Ku - rwa - wyjąkał Misiek. Nic więcej nie był w stanie powiedzieć.
Znowu rączki się zatrzęsły. Szybki sobie siadł pod ścianą i patrzył na drugą, nieprzytomnie.Vi jak stał po wybuchu tak stał nadal. Byłem nieco spokojniejszy. Przeczuwałem co się stanie, ale nie wierzyłem w to, co właśnie zobaczyłem. Młody sobie usiadł za stołem i oparł łokcie na blacie, twarz ukrył w dłoniach.
- No to ładnie, tkwimy w gównie po uszy, mało brakło o wyjebaliby nas w kosmos! - krzyknąłem, jak już ochłonąłem - przecież to jakiś kurewski niefart…
            Obudziłem się. Był już ranek. Co za szczęście, że to był tylko sen. Może jednak ktoś nam pomoże…

JJ
=

1 komentarz:

  1. zamiast uczyć się na sprawdzian z niemieckiego, czytam to haha

    OdpowiedzUsuń